Kos

 

Kos

 

 

Na antenie TV siedział kos

i śpiewał jazzową, miękką piosenkę.

Kogo żegnasz? – spytałem – Co opłakujesz?

Żegnam tych, co odeszli, powiedział kos,

żegnam dzień (oczy i rzęsy tego dnia),

opłakuję pewną dziewczynę, która żyła w Tracji

– nie mogłeś jej znać.

Żal mi wikliny, którą zabije mróz.

Płaczę, bo wszystko przemija i przemienia się

i powraca, lecz nigdy w tej samej postaci.

Moje wąskie gardło ledwie mieści

smutek, rozpacz, radość i dumę

z powodu tak radykalnej metamorfozy.

Orszak żałobny przesuwa się przede mną

co wieczór tak samo, o tam, na nitce horyzontu.

Wszyscy tam idą, wszystkich oglądam i żegnam.

Widzę szable i kapelusze, chustki, bose stopy,

armaty, krew i atrament. Idą powoli

i znikają w nadrzecznej mgle, po prawej stronie.

Żegnam ich i ciebie i światło,

a potem witam noc, bo nocy służę,

czarnym jedwabiom, czarnym mocom.

 

 

wiersz z tomu Ziemia ognista

cyt. za: Adam Zagajewski, Wiersze wybrane, Wydawnictwo a5, Kraków 2010, s. 160