Składnia świata. Krynicki – Norwid

 

Joanna Zach

Składnia świata. Krynicki – Norwid

 

 

1.

Powinowactwo Ryszarda Krynickiego z Norwidem jest – jak pisze Marian Stala – „od dawna oczywiste” dla czytelników poety.1 Tropy Norwidowskie pojawiają się w jego twórczości od początku: Akt urodzenia zawiera motto z Rzeczy o wolności słowa i wiersz dedykowany Czułości Cypriana Norwida; kolejny tom – wiersz Czułość i nawiązanie do epilogu Vade-mecum w Podróży pośmiertnej (III). W szkicach interpretacyjnych, w recenzjach, wreszcie w nielicznych wystąpieniach programowych Krynicki poświadcza swoje zainteresowanie dziełem Norwida, które stopniowo przenika jego własną twórczość. Kilkanaście lat temu, pisząc o poetyce zwięzłości, której celem jest „otwarcie przestrzeni wewnętrznej, przestrzeni kontemplacji”, Marian Stala próbował zbliżyć się do tego, co w relacji Krynicki-Norwid mniej oczywiste, podskórne, a zarazem bardziej dojmujące i źródłowe. Mówił o „geście wycofania się, niepewności, przy jednoczesnym zrozumieniu dla cierpienia”, o „delikatności i czułości wobec tego, co prawdziwie istnieje”.2 Nieco wcześniej zaś pisał, że „każde bycie na granicy rządzi się szczególnymi, paradoksalnymi prawami”.3 Mowa tu o granicy milczenia, gdzie coraz częściej docierają wiersze Krynickiego, o granicy, na której „dzieje się” dojrzała poezja autora Assunty.

Stosunkowo łatwo sporządzić listę bezpośrednich nawiązań do Norwida w twórczości autora Kamienia, szronu. Nie zawsze prowadzą one jednak w głąb tej szczególnej relacji. Owszem, komunikują wprost, że Norwid, ów patron i męczennik poezji nowoczesnej, był i jest dla młodszego poety kimś ważnym i obecnym. Ale istotny, intymny dialog pomiędzy nimi rozwija się na poziomie subtelniejszych odniesień; od poetyckiej epistemologii zmierza – dość nieoczekiwanie, bo wbrew początkowym deklaracjom Krynickiego – ku wspólnocie czy współodpowiedniości całościowego obrazu ludzkiego świata. W swoich wczesnych tekstach dyskursywnych autor Aktu urodzenia odcinał się od ontologii Norwida, traktując ją jako relikt anachronicznej wyobraźni symbolicznej. W ujęciu tej problematyki pozostawał w kręgu poglądów wypracowanych przez awangardę. Ale już jego ówczesna refleksja nad Norwidowską filozofią języka jest czymś daleko bardziej oryginalnym i zawiera potencjał rozsadzający ramy awangardowego myślenia. Nad tym ważnym „epizodem” chciałabym się jeszcze pochylić, mimo iż poświęcono mu sporo uwagi. W dalszej części tego szkicu zamierzam się zastanowić nad innym obliczem Norwida, już nie postromantyka i nie prekursora awangardy, ale jednego z „wielkich duchów”, a zarazem jednego z bliźnich, z którymi można obcować na granicy milczenia. To nie znaczy, że trzeba wyłuskać go z historycznej otoczki, pozbawić współczesnych odniesień, umieścić w dantejskim limbo. Po prostu wydaje mi się, że czytanie Norwida – zawsze osobiste – przybiera u Krynickiego formę coraz bardziej otwartą i że Norwid, którego ślady odnajdujemy w późniejszej poezji autora Kamienia, szronu, jest już całkowicie wyzwolony z ograniczeń („programowych” czy „sytuacyjnych”) obecnych we wczesnych tekstach-manifestach.

 

2.

Kolebka pieśni należy do tych wierszy Norwida, w których najpełniej wyraża się jego koncepcja poezji – uniwersalnej i nowoczesnej zarazem. Reinterpretując ten utwór w duchu poetyki modernistycznej, Krynicki wydobywa zeń najpierw te artystyczne postulaty, które utorowały drogę „poezji przyszłości”. Wymieniam za Tomaszem Cieślakiem-Sokołowskim:

 

(1) odrzucenie fałszywie pojętej ludowości w poezji, (2) technikę ekwiwalentyzacji, (3) świadomość konieczności „poezji językowej” (języka tworzonego w języku), (4) odrzucenie publicystyki (w tym geście [Krynicki] widzi pokrewieństwo z twórczością Peipera), (5) założenie autonomii wobec innych sztuk.4

 

Ukazując aktualność poetyki Norwida (od „myślenia postaciami” do techniki ekwiwalentyzacji; od poetyckiej etymologii świata do „języka w języku”), Krynicki zwraca uwagę na zasadniczą różnicę, jaka dzieli Norwida od poetów współczesnych. Różnica ta dotyczy ontologicznych podstaw Norwidowskiej egzegezy rzeczywistości, czyli relacji pomiędzy słowem poety (najdoskonalszym narzędziem takiej egzegezy) a Słowem Boga. Słowo Norwida – dopowiedzmy – jest antropomorficzne, co stanowi o jego podwójnym odniesieniu: do Boskiego Logosu, czyli Słowa wcielonego z Ewangelii św. Jana, ale także do cielesno-duchowej konstytucji człowieka, zdegradowanej i wypaczonej wprawdzie przez Upadek, ale dążącej ze swej istoty do pierwotnej całości. Ten religijny fundament Norwidowskiej filozofii mowy uległ – zdaniem autora Aktu urodzenia – głębokiej dezintegracji, a poezja współczesna jest „wyrazem rozpadu wyobraźni symbolicznej” i – mocniej – świadectwem epoki, „w której upadła bezpowrotnie kultura chrześcijańska, powiększając liczbę wielkich mitów ludzkości”.5 Taka konkluzja przypomina poniekąd wypowiedzi Juliana Przybosia, który pisał: „Norwid-poeta to twórczy, lecz anachroniczny uczeń autorów Biblii”.6 Doprawdy nie wiem, co tutaj znaczy „twórczy, lecz anachroniczny”, bo brzmi to trochę jak – „postępowy, lecz wsteczny”.

A jednak. Kiedy czytam interpretację Krynickiego, zdumiewa mnie jej przenikliwość. Jest tak, jakby pokrewieństwo wrażliwości otwierało przed poetą te pokłady i odcienie znaczenia wiersza, które często umykają „zawodowym” norwidologom. Dotyczy to zarówno kwestii rozumienia rymu jako wewnątrzwersowego paralelizmu („Rym?... we wnętrzu leży, nie w końcach wierszy”7), jak i „architektoniki trójczłonowego dowodu”, w którym symbolika chrześcijańska spotyka się z symboliką orficką (harmonia brzmienia, które „z-siedmia się” i „z-traja”8). Wiersz dla Norwida jest jednocześnie procesem w świecie rzeczy i w świecie języka – na mocy wspólnego im logosu, który przenika myśl i widzenie poety. I to Krynicki znakomicie pokazuje. Myli się natomiast, utożsamiając tę koncepcję z symbolizmem.9 Kwestię tę wyświetlił kiedyś Błoński:

 

czym innym przekonanie o skrytej symbolice rzeczy, które odsyła często do najróżniejszych systemów orfickich, ezoterycznych itd., istotnie popularnych w romantyzmie i symbolizmie zwłaszcza; czym innym poszukiwanie sekretnego sensu zdarzeń, odsłanianie wpisanego w rzeczywistość zamiaru Bożego… lektura pokorna i świadoma swej niedoskonałości, bowiem każde poznanie jest w niej szczeblem tylko.10

 

Norwid nie był symbolistą. Symbolizm prowadzi najczęściej do „nakładania »systemów« znaczeniowych, zaczerpniętych z psychiki i wyobraźni poety, na rzeczywistość zewnętrzną”.11 Ostatecznie więc zmierza do prymatu języka nad rzeczywistością, do jej podporządkowania bądź wyminięcia. Stąd wzięła się teza Hugona Friedriecha, sformułowana w kontekście twórczości Mallarmégo: „wiersz jest procesem nie w świecie rzeczy, lecz w świecie języka”12, którą – na użytek Norwida – pozwoliłam sobie przekształcić. Koncepcja Norwida zakłada natomiast wycofanie się, ustąpienie – zarówno z roszczeń romantycznych, z roli wieszcza czy proroka, jak i – co równie istotne – z projekcji indywidualistycznych. Tak chyba należy rozumieć słynne zdanie poety, że słowa nie tylko nas wyrażają, „ale nas sądzą” (PW, VI, 429). Tej koncepcji przyświeca idea równowagi, proporcji i sprawiedliwości, która – także w stosunkach międzyludzkich – zasadza się, jak mówi Simone Weil, na „eliminowaniu nieograniczoności” w imię konkretu i porozumienia.13

Wygłos pierwszy to tekst, w którym fascynacje poetyckie Ryszarda Krynickiego spotykają się z nastawieniem programowym, czy też – pamiętam, że autor Organizmu zbiorowego nigdy się za programotwórcę nie uważał – ze świadomością krytyczną, charakterystyczną dla pewnej pokoleniowej formacji. W tekstach z tego okresu poeta buduje genealogię swoiście rozumianej poezji lingwistycznej, która poprzez odkrycia awangardy, poprzez Peipera i Przybosia, sięga wstecz ku początkom nowoczesności i tam odnajduje Norwida – jako prekursora i patrona. Światopogląd awangardy był – przepraszam za uproszczenie – laicki i postępowy, niechętny wobec religijnych konotacji Norwidowskiej poezji i w znacznym stopniu na nie zamknięty. Norwid istotnie był ortodoksyjnym katolikiem, ale pojęcie ortodoksji charakteryzuje jego postawę i poglądy wypowiadane dyskursywnie. Oznacza zresztą tyle tylko, że uważał się za wyznawcę rzymskiego katolicyzmu, który przecież w swojej twórczości swoiście reinterpretował. Dlatego pojęcie to nie da się zastosować ani do jego poezji, ani do jego poetyckiego „systemu”, w którym nawet epoki w dziejach otrzymują określenia literackie (Legenda – Epopeja – Historia – Anegdota). Rację miał chyba Błoński pisząc, że „chrześcijaństwo Norwida było – jeśli tak można paradoksalnie powiedzieć, tylko mistycznie zinstytucjonalizowane. Skoro człowiek kona poza kościołem […], Bóg także jest poza kościołem, ponieważ jest w człowieku cierpiącym”.14 Do czego zmierzam? Otóż chcę powiedzieć, że Norwidowska lektura bytu, lektura „szyfru istnienia”, przede wszystkim zaś kluczowe dla tej lektury rozumienie prawdy, która zawiera się w samym akcie dochodzenia, są znacznie bliższe postawie Ryszarda Krynickiego, i to nawet wczesnego Krynickiego, niż to wynika z tekstów publikowanych w „Nurcie” i w „Poezji”. Być może trzeba tu mówić o rozwoju, a nawet o przełomie, który nastąpił, gdy poezja autora tomu Nasze życie rośnie wyzwoliła się z poczucia osaczenia przez język znieprawiony, by odtąd konsekwentnie budować postawę niepodległą nicości, czy – jak powiedziałby Norwid – (z)nicestwieniu. Dopiero wówczas bowiem świat mógł się poecie ukazać we właściwych proporcjach. „Wycofanie się, niepewność, przy jednoczesnym zrozumieniu dla cierpienia” , a także „delikatność i czułość wobec tego, co prawdziwie istnieje”, czyli te cechy, o których – jak przypomniałam na początku – pisał Marian Stala, wynikają przecież z postawy szacunku dla świata jako Tajemnicy. Jeden z paradoksów Norwida polega na tym, że ów „monolog-wiecznie się-parabolizujący”, który, owszem, jest mową i milczeniem Boga, to – w perspektywie ludzkiego doświadczenia – niejasna, wielopostaciowa i zawsze tylko fragmentarycznie ukazująca się rzeczywistość („Człowiek?... jest to kapłan bezwiedny / I niedojrzały…”15). Stąd też egzystencjalna sytuacja człowieka poszukującego prawdy, czy inaczej: poszukującego sensu, nie zależy od tego, czy jest on katolikiem czy buddystą, wyznawcą szintoizmu czy ateizmu. Natomiast każda z tych postaw może być „całościowa” bądź „totalna”. To ważne przeciwstawienie. Posłużył się nim kiedyś Zdzisław Łapiński, przeprowadzając rekonstrukcję poglądu na świat Norwida:

 

Całościowość oznacza zbiór części, zupełnie niekiedy różnych, które wstępują w owocny związek ze sobą i tworzą organizację […]. Jako pewien typ Gestalt, kładzie [ona] nacisk na należyte, organiczne, rozwijające się współdziałanie między zróżnicowanymi funkcjami i cząstkami, występującymi w obrębie określonej całości o granicach otwartych i płynnych. Totalność natomiast przywołuje Gestalt o granicach absolutnych – skoro raz już wyznaczony został jakiś arbitralny przedział, to nic, co należy do wewnątrz, nie może przedostać się na zewnątrz, zaś nic, czego miejsce jest po tej stronie, nie może być tolerowane po tamtej.16

 

Otóż Norwid, powiada dalej badacz, w sposób niezwykle świadomy dopracowywał się postawy całościowej. Krynickiego wyzwalanie się spod presji języka zniewolonego nosi wszelkie znamiona takiej właśnie, sumiennej, świadomej i pokornej pracy.

 

Dopowiedzenie: po drugiej stronie milczenia

 

O milczeniu w twórczości Norwida i Krynickiego powiedziano już tyle, że doprawdy potrzebna tu – parafrazując autora Białych kwiatów – „znajomość kresu, do którego […] objaśnia się, a od którego już […] zaciemnia się” ten wątek (PW, VII, 191). Warto jednak podkreślić – bo nie zawsze jest to oczywiste – że milczenie nie jest dla żadnego z nich celem, ale raczej środkiem przeciwko deformacji i degradacji mowy. Przede wszystkim zaś, milczenie jest szkołą rozmowy: intymnej, poufnej, istotnej – ze sobą samym, z bliźnim i z otaczającym światem. Głuchy, wygnany i samotny Norwid zapisał w dedykacji Vade-mecum: „Tym, / z którymi błogo, poufnie / i często / rozmawiałem, / poświęcam i posyłam”. Każde z tych słów posiada mocny wygłos. Wyodrębnione w osobnym wersie „często” wskazuje na to, że nie chodzi tu o spotkania przygodne, o szukanie podniet czy kolekcjonowanie wrażeń. Nie, w relacji między ludźmi, jak we wszystkich innych wymiarach rzeczywistości, liczy się serio, a „serio” – powiada Norwid – „to ciąg i rozwój, to sama potoczność” (PW, VII, 90). I jeszcze przysłówek „błogo”, za którym kryje się przekonanie, że wymiana myśli ubranych w odpowiednie słowa, że prawdziwe porozumienie, może być i bywa dla człowieka spełnieniem, błogo-sławieństwem.

W jednej z rozmów Ryszard Krynicki powiedział o swojej twórczości :

 

Jeżeli chodzi o mnie, to uważam, że warto uczyć się milczenia w sztuce, próbuję wiec nauczyć się go w poezji. Myślę, że wiersze skupione lepiej potrafią wsłuchać się w innych ludzi. Bo poza tym – chciałbym nauczyć się mówić, ponieważ rozmowa z innym człowiekiem jest jednym z największych darów, jakie możemy otrzymać na tej ziemi.17

Jeśli poezja jest formą widzenia, to domaga się oczyszczenia zmysłów, czyli – jak pisał Norwid – „harmonii pomiędzy uchem zewnętrznym a wewnętrznym, pomiędzy patrzeniem optycznym a widzeniem – […] słowem: odbudowania całej postawy zmysłowej człowieka” poprzez działanie ciszy (PW, VI, 234-235).

Jeśli poezja jest formą dochodzenia do prawdy, to otwiera się na obszary niewiedzy. I to znowu jest odkrycie Norwida, który mówił, że człowiekowi nie wystarcza wiedzieć wszystko, że będzie on potrzebował „zawsze więcej…” – „(Jak to? więcej niż wszystko?!...)”. Otóż to Norwidowskie „więcej” to właśnie znajomość „samejże niewiedzy” i umiejętność „jej pomiaru” (PW, VI, 235). Jest więc niewiedza czymś, co trudniej „posiąść”, a w każdym razie trudniej praktykować niż wiedzę, bo oznacza – tak to rozumiem – również otwarcie się na nieprzewidywalne ryzyko spotkania z innym. „Każda istota woła bezgłośnie, aby ją odczytywać inaczej” – to już nie Norwid, przywołałam myśl Simone Weil.18 O ile Norwid wczesnego Krynickiego spotyka się z Peiperem i Przybosiem, o tyle w późniejszym okresie towarzyszą mu inne konteksty. Przypomnienie o Simone Weil wydaje się w pełni zasadne, skoro cytaty z jej pism otwierają Nasze życie rośnie, a więc tom, o którym Stala pisał, iż rozpoczyna nowy etap drogi Krynickiego i nowe rozumienie drogi, która odtąd oznaczać będzie „przede wszystkim jednostkowy, suwerenny wybór”.19 I powiem jeszcze, że właśnie myśl Weil, która się tam znajduje, myśl, że „prawda jest wyłącznie powszechna a rzeczywistość wyłącznie poszczególna, a pomimo to są one nierozłączne i nawet tworzą jedno”20, byłaby szczególnie bliska Norwidowi, który wszak pisał, że „prawda się razem dochodzi i czeka”.21

 

Joanna Zach

 

przypisy

1 Vide: K. Kuczyńska-Koschany, Krynicki czyta Norwida, „Ruch Literacki” 2006, nr 4-5; przedruk w: idem, Interlinie w ciemności. Jednak interpretacja, Kraków 2012.

2 M. Stala, Purgatorium, w: idem, Chwile pewności. 20 szkiców o poezji i krytyce, Kraków 1991, s. 175-176.

3 M. Stala, Blisko milczenia, w: ibidem, s. 31.

4 T. Cieślak-Sokołowski, Moment lingwistyczny. O wczesnym pisarstwie Ryszarda Krynickiego i Stanisława Barańczaka, Kraków 2011, s. 208.

5 R. Krynicki, Wygłos pierwszy, „Nurt” 1971, nr 9, s. 36-37.

6 J. Przyboś, Próba Norwida, w: idem, Sens poetycki, t. 1, Kraków 1967, s. 110.

7 C. K. Norwid, Pisma wszystkie, pod red. J. W. Gomulicki, t. 2, Warszawa 1971, s. 114. Wszystkie cytaty z Norwida według tego wydania, dalej oznaczanego jako PW (liczba rzymska po skrócie oznacza numer tomu, liczba arabska – numer strony, z której pochodzi cytat).

8 PW, II, 114.

9 Może należałoby powiedzieć mniej dobitnie: zbliżając poezję Norwida do symbolizmu. Krynicki pisze: „Trzeba było dopiero lekcji polskiego modernizmu, aby muzykalny porządek alegorycznej poezji Norwida odkryć, zinterpretować, uwydatnić i przekształcić w porządek symbolistyczny. Postawa filozoficzna poezji Norwida i symbolizmu jest jednak podobna…” (idem, Wygłos pierwszy..., s. 34).

10 J. Błoński, Norwid wśród prawnuków, w: idem, Pisma wybrane, t. 1: Wszystko, co literackie, wybrał i oprac. J. Jarzębski, Kraków 2001, s. 87.

11 Ibidem.

12 H. Frierdich, Struktura nowoczesnej liryki. Od połowy XIX do połowy XX wieku, przeł. i opatrzyła wstępem E. Feliksiak, Warszawa 1978, s.142.

13 S. Weil, Dzieła, przeł. M. Frankiewicz, Poznań 2004, s. 512.

14 J. Błoński, Norwid wśród prawnuków..., s. 85.

15 PW, II, 33.

16 Z. Łapiński, „Wszystko co jest zanadto”, w: idem, Jak współżyć z socrealizmem, Londyn 1988, s. 42.

17 Gdybym ja to wiedział! (z R. Krynickim rozmawiają M. Baran i A. Wiedemann), w: Gdybym wiedział. Rozmowy z Ryszardem Krynickim, oprac. A. Krzywania, Wrocław 2014, s. 90 (pierwodruk rozmowy: „Gazeta Forteczna” 1999, nr 9).

18 S. Weil, Świadomość nadprzyrodzona, przeł. A. Olędzka-Frybesowa, Warszawa 1965, s. 219.

19 M. Stala, Purgatorium…, s. 172. Por. R. Krynicki, Nasze życie rośnie. Wiersze, Paryż 1978, s. 7.

20 Cyt. za: R. Krynicki, ibidem, s. 3.

21 PW, II, 66. Norwid pisał także – w Pięciu zarysach – że najdrożsi są mu ci, „co w rzeczach potocznych / Trzeźwi będąc, są przecież w wieczne zachwyceni, / Treść niewidzialną z onych zgadując widocznych” (PW, III, 492-493).

 

nota

za: Pismo chmur. Studia i szkice o poezji Ryszarda Krynickiego, pod red. P. Próchniaka, Kraków 2014, s. 225-232