30.1.80: Śnieg IV

 

30.1.80: Śnieg IV

 

 

Należy go oglądać z autobusu „Jelcz”

starego typu, w którym okna całkiem czyste

nie są nigdy, z zasady; i należy mieć

miejsce siedzące z dermy pociętej żyletką

przez chuligana, z nudów; i należy lekko

mrużyć oczy, by twarze stłoczone, bezkrwiste

(mgliście znane, z widzenia) pokrywały wszystek

szarawy obszar szyby jak lustrzana śniedź;

 

i trzeba jechać w tłoku; i trzeba daleko,

na drugi koniec mózgu, ten, który ma przystęp

bezwiedny i swobodny do świata, danego

raz na zawsze; i z łaski; i przy sobie mieć

w tym autobusie to, co najbardziej dolega,

ludzką woń, asymetrię, odroczoną śmierć

(wsuwany – z góry, z wolna – do kieszonek serc

paszport z trwałą ważnością, ale w czasie przyszłym),

także kaszel, gderanie, łokieć, nikły śmiech –

 

dopiero wtedy można znieść ten ból puszysty,

tę biel przeszywającą, ten zbyt czysty śnieg

 

 

wiersz z tomu Tryptyk z betonu, zmęczenia i śniegu

cyt. za: Stanisław Barańczak, Wiersze zebrane, Wydawnictwo a5, Kraków 2006, s. 248