Autoportret w samolocie
W klasie ekonomicznej
Skulony jak embrion,
wtłoczony w ciasny fotel,
próbuję sobie przypomnieć
zapach świeżo skoszonego siana,
kiedy drewniane wozy zjeżdżają
w sierpniu z górskich łąk,
ślizgając się na polnych drogach,
i woźnica krzyczy głośno, tak jak zawsze
krzyczą mężczyźni w chwilach paniki
– już w Iliadzie tak wrzeszczeli,
i nigdy potem nie zamilkli,
ani w czasie wypraw krzyżowych,
ani poźniej, dużo poźniej, blisko nas,
kiedy nikt ich nie słucha.
Jestem zmęczony, myślę o tym, o czym
nie da się myśleć – o ciszy, jaka panuje
w lesie, kiedy zasnęły już ptaki,
o zbliżającym się końcu lata.
Trzymam głowę w dłoniach,
jakbym chciał ją uchronić od zniszczenia.
Widziany z zewnątrz, mogę się zapewne
wydawać nieruchomy, nieomal martwy,
zrezygnowany, godny współczucia.
Ale to nieprawda – jestem wolny,
może nawet szczęśliwy.
Tak, trzymam w dłoniach
moją ciężką głowę,
lecz w niej właśnie rodzi się wiersz.
wiersz z tomu Niewidzialna ręka
cyt. za: Adam Zagajewski, Wiersze wybrane, Wydawnictwo a5, Kraków 2010, s. 273-274
wiersz czyta autor