Cytaty z rzeczywistości. „Grzeszny język”, „święta mowa”, „cudze słowo” w poezji Ryszarda Krynickiego

 

Tomasz Kunz

Cytaty z rzeczywistości. „Grzeszny język”, „święta mowa”, „cudze słowo” w poezji Ryszarda Krynickiego

 

 

Cel, który mi przyświeca, jest skromny. Zamierzam bowiem zapytać o to, co mówi nam na temat ewolucji poetyki i poetyckiego światopoglądu Ryszarda Krynickiego rodzaj i sposób wykorzystania szczególnych form językowych zwanych „cytatami z rzeczywistości”. Wyróżniam przy tym trzy zasadnicze typy owych form w zależności od zmieniającej się ekstensji pojęcia rzeczywistości: nazwy dwóch pierwszych typów – „grzeszny język” i „święta mowa” – pochodzą oczywiście z wiersza Krynickiego Zaznałem więcej dobrego niż złego…, nazwa trzecia: „cudze słowo” odsyła zaś, jak łatwo się domyślić, do Bachtinowskiej koncepcji „różnojęzyczności”.

Tytułowe pojęcie zapożyczam z tekstu Ryszarda Nycza „Cytaty z rzeczywistości”. Funkcje wiadomości prasowych w literaturze1, od początku jednak definiuję je szerzej niż autor Tekstowego świata, to znaczy nie ograniczam zakresu jego stosowania jedynie do cytatów czy pseudo-cytatów z tekstów i informacji prasowych. Podobnie postąpiła Alina Świeściak, która, analizując kolażową strukturę wczesnych wierszy Krynickiego, za „cytat z rzeczywistości” uznawała nie tylko „wiadomość prasową”, ale wszelkie „nieliterackie” formy wypowiedzi: język „urzędowy, propagandowy i inne wyspecjalizowane kody”, a także „mowę potoczną”.2 W drugiej części swojego tekstu odchodzę zaś całkowicie od pierwotnego znaczenia tego terminu, by wykorzystać go – dość arbitralnie – do opisu zjawisk należących do zupełnie innego porządku, czy może raczej zupełnie innej rzeczywistości. Osobliwy, bo pozajęzykowy (w sensie ścisłym) staje się też charakter owych „cytatów z rzeczywistości”, choć wciąż używa się w stosunku do nich określeń „mowa”, „pismo” czy „słowo”. Interesującym mnie pojęciem posłużył się także sam Ryszard Krynicki, dość wcześnie i w dość eksponowanym miejscu, bo na obwolucie Aktu urodzenia, przeciwstawiając tam „cytat z rzeczywistości”, rozumiany jako rodzaj „obiektywnego świadectwa”, poetyckiemu „gestowi kreacyjnemu” kojarzonemu z bezpośredniością subiektywnej ekspresji („bezwstydem zwierzenia”).3 Także i to rozumienie będę miał w pamięci w dalszej części swoich rozważań. Jeśli mimo wszystko ograniczam się w początkowej partii tekstu niemal wyłącznie do cytatów z języka prasowego, to czynię tak ze względów pragmatycznych, traktując je czysto egzemplarycznie.

Interesuje mnie zatem funkcja, w jakiej Krynicki przywołuje w swoich wierszach cytaty prasowe i fragmenty propagandowej nowomowy i o tę kwestię zapytam na początku.

Najprostsza i najczęściej udzielana odpowiedź na tak postawione pytanie głosi, że „język prasowy” pojawia się w tej poezji – i właściwie w całej poezji nowofalowej tego okresu – w funkcji „zepsutego narzędzia”, służąc nade wszystko celom etycznym: perswazyjno-krytycznym i demaskatorskim (przedmiotem demaskacji jest głoszona przez nie ideologia i sama semantyczno-formalna struktura komunikatu).4

Druga odpowiedź akcentuje funkcje poznawcze i mimetyczne, polegające na dążeniu do „ewokowania realności”, na – jak pisze Ryszard Nycz – tworzeniu „iluzji »czystej referencjalności« […], która zdaje się oddawać głos »nagim faktom« rzeczywistości”.5 Zabiegi takie – zauważa z kolei Alina Świeściak – „mają przeczyć regule pośredniości przedstawiania. Nie chcą być opisem rzeczywistości, ale rzeczywistością samą”.6 Także w tym przypadku cel nadrzędny ma charakter etyczny: „naga rzeczywistość” ma się uobecnić w tekście jedynie po to, aby ulec następnie autokompromitacji. Skrajne formy realizacji tej strategii (obejmujące cały wiersz i traktujące cytat w kategorii przedmiotu gotowego czy znalezionego, fait divers czy ready-made) należą u Krynickiego do rzadkości. Oprócz tekstów z cyklu G (których sam poeta nie nazywa jednak wierszami), a więc kolażowych kompozycji plastycznych, układanych z autentycznych wycinków prasowych, można wskazać jedynie dwa wiersze, które w całości stylizowane są na informację prasową lub sprawiają wrażenie autentycznych cytatów prasowych: to Nowa pasza z tomu Organizm zbiorowy i Biorąc udział z tomu Nasze życie rośnie (nieprzedrukowywane zresztą w późniejszych wyborach wierszy).7 W pozostałych utworach mamy do czynienia nie tyle z autentycznym cytatem, ile raczej z kliszą językową albo, mówiąc ściślej, z mimetyzmem formalnym, polegającym na naśladowaniu języka prasowego i pewnych charakterystycznych dlań struktur semantyczno-formalnych. W utworach tego rodzaju cytat czy też jego językowa imitacja, funkcjonujące na prawach „języka obcego”, zostają zderzone z „językiem własnym” poety, który buduje dystans wobec cytowanego elementu (w sposób dyskretny, jak choćby w wierszach Delikatne potrzebuje delikatnego z Organizmu zbiorowego, Pożegnanie, upadek z tego samego tomu, czy 31 marca 1971, godzina 19.21, lub w sposób bardziej zdecydowany, służący zdemontowaniu i kompromitacji treści „cytatu”, co osiąga się między innymi poprzez defrazeologizację utartych związków wyrazowych, dekontekstualizację spetryfikowanych zwrotów językowych czy tworzenie figur pseudoetymologicznych).

Mechanizmy owej gry z „językami użytkowymi”, w tym zwłaszcza z językiem prasy i propagandy politycznej, były już wielokrotnie przedmiotem szczegółowych analiz, więc przywoływanie w tym miejscu spraw powszechnie znanych nie jest konieczne. Warto natomiast zauważyć, że owa rzeczywistość „objawiająca się bezpośrednio w wierszu” czy też będąca przedmiotem krytycznego naśladowania sprowadza się w istocie do „rzeczywistości społecznej” utożsamionej z językowymi formami społecznej komunikacji. Konsekwencje tego stanu rzeczy wydają się dość istotne.

Niezależnie bowiem od dzielących je różnic wszelkie typy „cytatów z rzeczywistości” – łączy jak zauważa Ryszard Nycz – „rodzaj indeksalnej więzi, wiarygodność swą czerpiącej z realnego związku z obiektem odniesienia”.8 Owo indeksalne odniesienie tworzy zaś presuponowane referencjalne zaplecze utworu poetyckiego i jego referencjalny kapitał, a więc zdolność czy – jak w przypadku języka gazetowego – nie-zdolność ewokowania jakiegoś pozajęzykowego uniwersum (wadliwość owych cytowanych czy też imitowanych struktur językowych polega wszak na tym, że obraz rzeczywistości, który wytwarzają „»odkleja« się od świata, ulega denaturalizacji”9, by raz jeszcze posłużyć się sformułowaniem Nycza). W interesującym nas przypadku znak językowy odsyłałby zaś, jak się zdaje, nie tyle do jakiegoś pozajęzykowego stanu rzeczy, ile do pewnej sieci założeń, presupozycji, ocen i konotacji, składających się na zideologizowany obraz rzeczywistości społecznej, będący ostatecznym i jedynym faktycznym przedmiotem odniesienia. Czysto dyskursywna, rozgrywająca się na poziomie zabiegów językowych byłaby także krytyka owego zmanipulowanego czy też zideologizowanego języka. Sprowadzałaby się ona do zastąpienia języka zideologizowanego i jednogłosowego wieloznacznością, nie prowadząc jednak – wbrew licznym deklaracjom programowym nowofalowców – do odsłonięcia się jakiejś innej, „odkłamanej” rzeczywistości, zgodnej z formami swojej językowej reprezentacji i mogącej uchodzić za jej naturalny, bezpośredni i właściwy przedmiot. W samej naturze nowoczesnego kolażu jako formy niedomkniętej i wielotworzywowej leży niezdolność do stworzenia takiego stabilnego, całościowego obrazu, dlatego służy on raczej ukazywaniu rzeczywistości jako chaotycznego zlepka nakładających się na siebie języków, za którymi nie skrywa się żaden nadrzędny, pozajęzykowy porządek przedmiotowy. W tym sensie projekt lingwistyczny jest projektem z istoty antymetafizycznym.

Dlatego sądzę, że koncept „grzesznego języka” w przypadku wczesnej twórczości Krynickiego należy rozumieć szerzej niż to się na ogół czyni. Nie jest to bowiem wyłącznie cecha języka pozostającego na usługach fałszywej ideologii: „bełkotu z trybuny” czy „czarnej piany gazet”.10 Język grzeszny, język znieprawiony to język, który utracił zdolność nazywania i przywoływania rzeczy, oderwany od metafizycznego źródła sensu i ograniczony do przestrzeni społecznej wymiany znaczeń, rywalizujących ze sobą dyskursów. W istocie wiersz lingwistyczny zdaje jedynie – na różne sposoby – sprawę z kryzysu języka, który jest jego stanem permanentnym, przybierającym tylko rozmaite formy – mniej lub bardziej opresywne w wymiarze indywidualnym i społecznym. Problemem nowofalowców (siłą a zarazem słabością ich poetyki, która u samego zarania zarażała ich projekt nieusuwalną sprzecznością) była niezgoda na taki stan rzeczy, objawiająca się w postaci metafizycznej tęsknoty za utraconą więzią między językiem i światem, obecna zarówno w poezji, jak i w wystąpieniach krytyczno-programowych najważniejszych twórców tej formacji.

Alina Świeściak zauważa trafnie, że „nowofalowy realizm” zakładał, iż „spod wizerunku języka fałszującego rzeczywistość powinien wyłonić się obraz »rzeczywistości prawdziwej«. Poeci nowofalowi próbują pogodzić »przedstawianie języka« z »przedstawianiem rzeczywistości«”.11 Rzecz w tym, że postulat przedstawiania języka daje się pogodzić z postulatem przedstawiania rzeczywistości jedynie wówczas, gdy zrezygnuje się zarówno z metafizycznej idei naturalnej więzi łączącej język i świat, jak i z wiary w czysto przedmiotowe – niezależne od językowych form naszego poznania – istnienie rzeczywistości. Lingwizm pozbawiony zmysłu dialektycznego i historycznego, a więc zgody na nieuchronną przygodność i relacyjność, zamienia się rychło z projektu krytycznego w epistemologiczną utopię: poszukiwanie absolutnego punktu oparcia i substytutu utraconej metafizycznej podstawy w samym języku.12

Żadna z tych opcji – nazwijmy pierwszą z nich lingwizmem hermeneutycznym, a drugą lingwizmem hermetycznym – nie mogła zadowolić Krynickiego, który stał się lingwistą z pobudek raczej etycznych niż ze względu na wyznawaną przez siebie filozofię języka. „Mając skłonność do penetrowania metafizycznych obszarów bytu” – pisze Świeściak – „i poszukiwania języka czystego, […] zaangażował się w pokoleniową walkę z mową zinstytucjonalizowaną”.13 Autor Organizmu zbiorowego podzielał wprawdzie maksymalistyczne oczekiwania lingwistycznych utopistów wobec języka, rozumiał je jednak zupełnie inaczej niż oni. W jego przypadku droga od „grzesznego języku” do „świętej mowy” wieść miała nie przez lingwistyczny eksperyment, czyli – jak określa to Andrzej Skrendo – „próbę odnalezienia w języku i za pomocą języka, w nim i wbrew niemu, punktu zerowego”14, ale poprzez swoistą postać apofatyczności, prowadzącej w stronę milczenia, która zrywa z ideą metajęzyka – stanowiącą fundament i cechę konstytutywną poezji lingwistycznej – kwestionując każdy rodzaj mowy, w tym także tę jej szczególną odmianę, którą nazywamy językiem poetyckim. Z tego też względu trudno zgodzić się z opinią tych krytyków, którzy gotowi są uznawać Krynickiego za twórcę pokładającego szczególną ufność w poezji jako uprzywilejowanej formie mówienia. Wydaje się, że jego stosunek do poezji naznaczony jest głęboką ambiwalencją – przypominającą pod wieloma względami Różewiczowskie rozróżnienia na „wiersz” i „poezję”, która tylko czasami wciela się w „wiersz”.

Z lingwizmem łączyłoby zatem Krynickiego modernistyczne przeświadczenie o zerwaniu trwałej więzi między językiem a światem, ale już nie gotowość traktowania poezji jako zjawiska czysto językowego, w którym słowo poetyckie staje się najwyższą i ostateczną wartością. Sprawę komplikuje dodatkowo niejasny status, jaki nadaje poeta samej rzeczywistości pozajęzykowej. Jego sposób widzenia świata, począwszy mniej więcej od publikacji tomu Nasze życie rośnie przywodzi bowiem na myśl raczej negatywne formy ontologii. Mówiąc jeszcze inaczej, etyka nie tylko poprzedza u niego ontologię (to trop Levinasowski, który zasługiwałby na rozwinięcie), ale, co więcej, wydaje się, że etyczny maksymalizm Krynickiego jest podszyty zasadniczą niewiarą w istnienie trwałego ontologicznego fundamentu, co łączyłoby go wyraźnie z niektórymi nurtami mistyki (nie tylko dalekowschodniej). Ten wątek, podejmowany już zresztą przez krytykę, wymagałby osobnego opracowania, porzucam go zatem z konieczności jako niemieszczący się w głównym nurcie moich rozważań. Na prawach dygresji wspomnę tylko, że być może tu właśnie, w nieufności autora Niepodległych nicości wobec klasycznych, racjonalistycznych form zachodniej metafizyki, a więc w przesłankach ontologicznych, kryje się główna przyczyna zasadniczej rozbieżności projektów poetyckich Ryszarda Krynickiego i Czesława Miłosza. To samo dotyczyłoby zresztą istotnych aspektów poetyckiej relacji ze Zbigniewem Herbertem, którego Krynicki nazywał wprawdzie swoim poetyckim Mistrzem, ale którego uczniem był dość krnąbrnym i niepokornym.

Chodzi mi, krótko mówiąc o to, że autora Niepodległych nicości trudno byłoby nazwać piewcą „widzialnego świata”. Krynicki bowiem, jeśli tęskni, to nie tyle za „rzeczą samą”, zmysłową rzeczywistością czy materialnym pięknem, które dałoby się pochwycić w słowa, ile za czymś, co byłoby innym stanem skupienia języka, swoistym nie-językiem, za sprawą którego odsłaniałaby się w epifanijnym momentalnym olśnieniu „coś/ć”15, rzeczywistość nie mieszcząca się w żadnym pozytywnie rozumianym porządku ontologicznym, ów świat, który, jak pisał Przyboś, „nie-i-jest”.16

Dlatego też najważniejsze przesłanie poetyckiego listu Herberta do Krynickiego – wezwanie do ukazywania piękna, „okrętu w zatoce pawia róży”, „świetlistych zmierzchów”17 – nie znajduje w tej twórczości swojej realizacji, choć bez wątpienia to między innymi za sprawą Herberta następuje u autora Magnetycznego punktu ostateczne przekroczenie historyczno-społecznego horyzontu „naszego współczesnego świata”, który uznany zostaje zaledwie za „jeden ze światów”18, i przejście do postawy, w której „istnieć” oznacza między innymi „przeciwstawiać się naporowi współczesności”19 poprzez wysiłek otwarcia się na perspektywę nie-ludzką, na spotkanie z innością. Marian Stala, komentując słynny fragment wiersza o incipicie Zaznałem więcej dobrego niż złego…, opatrzonego mottem z poetyckiego listu Herberta – „dane mi były ku pomocy […] język i mowa: // grzeszny język, / którym nie chcę już mówić, // święta mowa, / której / nie czuję się godny” (WW 284) – pisał o „zamianie sytuacji estetycznej na religijną (czy teologiczną)” i tak podsumowywał położenie, w jakim znalazł się Krynicki:

 

poeta nie chce mówić skażonym i zużytym językiem, bo jest on znakiem tej strefy rzeczywistości, z której już się wyzwolił. Zarazem: poeta jeszcze nie dotarł i może nigdy nie dotrze do czystej mowy, wyrażającej Transcendencję.20

 

Ten transgresyjny ruch ku czemuś radykalnie innemu, czego jednak wolałbym nie nazywać Transcendencją, wiąże się u Krynickiego nie tylko z nowym sposobem postrzegania i pojmowania rzeczywistości, ale także ze zmienionym stosunkiem do języka. Otwarcie na inność i nastawienie raczej na uczestnictwo, partycypację niż na aktywne, językowe kształtowanie (odkłamywanie) obrazu rzeczywistości znajduje także swoje odzwierciedlenie w zmianie charakteru przywoływanych przez poetę w wierszach „cytatów z rzeczywistości”. Rzeczywistość przemawia teraz inaczej: w miejsce agresywnego, opresyjnego, „grzesznego” i „skażonego” języka codziennej, zideologizowanej komunikacji społecznej pojawia się inność wspomnianego wcześniej utopijnego „nie-języka”, którym przemawia jakoby świat naturalny, nieantropocentryczny, świat, z którym poetę łączą teraz, jak pisał Paweł Próchniak, współczucie i czułość ufundowane na „niepewności istnienia”21 (to przecież ślimak nazwany zostaje – w wierszu Ukradkiem – bratem „w niepewności istnienia”; WW 327).

W roli „cytatów z rzeczywistości” występują więc teraz: „niebotyczne pismo obłoków” (Podajcie dalej, WW 171), „klinowe pismo kruka na śniegu” (Prawie haiku, WW 274), „skargi sarnie i wilcze” (Wiersze? Głosy?..., WW 282), „wiersz ślimaka” zapisany śluzem na liściu (Kogo pocieszy?, WW 270), jego „niepewne pismo”, którym zapisuje swój los „na płycie lotniska” (Po deszczu, WW 355). „Zdaniu z metalu” (Kogo pocieszy?, WW 270), które symbolizuje „wiecznotrwałość sztuki”22, przeciwstawiona zostaje nietrwałość, kruchość i przemijalność śladów, odsyłających do jakiejś niepewnej i niejasnej całości. Poezja staje się przede wszystkim intensywnym i skupionym wypatrywaniem owych śladów, nasłuchiwaniem odgłosów dobiegających z najodleglejszej, poza-ludzkiej, galaktycznej przestrzeni: „Kto dosłyszy / cichnący psalm ziemi, nieme nawoływanie się / planet, pożegnanie galaktyk” – pyta poeta w wierszu Szron (WW 313), przyjmując iście kosmiczną perspektywę. „Bezimienne słowa” (Książki, obrazy, WW 165) i „nieme pytania” (Ukradkiem, WW 327) jawią się jako nieczytelne i nieprzechodnie, paradoksalne, bo bezgłośne i anonimowe sygnatury jakiegoś skrytego sensu, który nie da się zawłaszczyć, którego nie da się posiąść i którego w związku z tym nie sposób utracić:

 

wszystko możemy utracić,

wszystkiego nas można pozbawić

 

prócz niepodległych,

bezimiennych słów

 

(Książki, obrazy, WW 165)

 

W wydanym w 2004 roku tomie Kamień, szron w cyklu Nowe xenie (i elegie) pojawiła się dość nieoczekiwanie grupa utworów, w których Krynicki rejestruje przejawy codziennej mowy, nie opatrując ich żadnym odautorskim komentarzem: Bezpłatne, Full wypas (w Internecie), Godzina szczytu (w tramwaju nr 8), Zapis w księdze pamiątkowej wystawy „Buntu”. Marian Stala, odnotowując obecność tych wierszy w tomie, podkreślał „poczucie wyraźnego wewnętrznego dystansu”, z jakim Krynicki „przysłuchuje się […] językowi tramwajowych rozmów i internetowych ogłoszeń”.23 Tomasz Fijałkowski stwierdzał zaś bardziej kategorycznie, że „Krynicki przyszpila podsłuchane i podszeptane zdania, […] przyglądając się im z mieszaniną obrzydzenia i rezerwy nie pozbawionej humoru i fascynacji”.24 Chciałbym zaproponować na zakończenie nieco inne rozumienie tych tekstów. Otóż moim zdaniem Krynicki zapisuje te zasłyszane lub przeczytane zdania bez jawnej niechęci i bez szczególnej fascynacji, ale po prostu ze spokojną akceptacją, obejmującą także i tego rodzaju kalekie formy języka, z wyrozumiałym przyzwoleniem wynikającym ze świadomości, że również one stanowią naturalny i pełnoprawny element indagującej nas nieustannie rzeczywistości. „Cudze słowo” powraca tu w swojej potocznej, codziennej zgrzebności i trywialności, pełniąc jednak istotną funkcję, polegającą na kontrapunktowaniu chwilami nazbyt hieratycznej jednogłosowości „różnojęzycznością”, tym razem nieobarczoną już zarzutem o „znieprawianie” języka. W wierszu Byłem tutaj napis na murze „Kilroy was here” porównany zostaje do „naskalnego rytu” (WW 303) i uznany za jedną z ludzkich, arcyludzkich form bezradnego sprzeciwu wobec przemijania i zapomnienia, które wymazują wszelkie ślady naszej obecności. Siła poezji objawia się może właśnie w zdolności przekształcania tego „powtarzanego z uporem bezradnego zaklęcia” (WW 303) – przy zachowaniu jego innojęzycznej odrębności – w indeksalny ślad czy też odcisk nieobecnej rzeczywistości, wskrzeszający w ten osobliwy sposób nie tyle utraconą więź ze światem, ile niosącą pociechę aurę wzniosłości, „umożliwiającą wspólne doświadczenie nostalgii za nieosiągalnym”.25

 

Tomasz Kunz

 

przypisy

1 Vide: R. Nycz, Tekstowy świat. Poststrukturalizm a wiedza o literaturze, Warszawa 1993, s. 225-246.

2 A. Świeściak, Przemiany poetyki Ryszarda Krynickiego, Kraków 2004, s. 90.

3 Vide: R. Krynicki, Akt urodzenia, Poznań 1969.

4 Odwołuję się tu do kategorii i typologii zaproponowanych przez Ryszarda Nycza w szkicu „Cytaty z rzeczywistości”. Funkcje wiadomości prasowych w literaturze (w: idem, Tekstowy świat...); vide też: T. Cieślak-Sokołowski, Moment lingwistyczny. O wczesnym pisarstwie Ryszarda Krynickiego i Stanisława Barańczaka, Kraków 2011, s. 258.

5 R. Nycz, „Cytaty z rzeczywistości”..., s. 229.

6 A. Świeściak, Przemiany poetyki..., s. 91.

7 Nie zmienia to jednak faktu, że właśnie utwory Krynickiego (niewymienione z tytułu) przywoływał Stanisław Barańczak jako przykłady takiej strategii poetyckiej, w której „cały wiersz jest po prostu cytatem – całkowicie wiernym – autentycznej gazetowej notatki”. Na tym przykładzie autor Etyki i poetyki objaśniał reguły i cel gry prowadzonej przez poezję z językiem gazety, tłumacząc, że poetyckie „działanie organizacyjne rozpoczyna się już w momencie wyboru tego właśnie, a nie innego cytatu i w momencie jego wyizolowania z gazetowego kontekstu, co prowadzi do obnażenia jego absurdalności” (S. Barańczak, Uwagi krótkowidza, w: idem, Etyka i poetyka, Kraków 2009, s. 276.

8 R. Nycz, „Cytaty z rzeczywistości”..., s. 245.

9 Ibidem, s. 240.

10 Z. Herbert, Do Ryszarda Krynickiego – list, w: idem, Raport z oblężonego Miasta i inne wiersze, Wrocław 1992, s. 31.

11 A. Świeściak, Przemiany poetyki..., s. 84.

12 Pisał o tym szerzej Andrzej Skrendo w znakomitym tekście zatytułowanym Poezja lingwistyczna jako projekt epistemologiczny. Zerwanie, ustanowienie, zawieszenie, „Poznańskie Studia Polonistyczne. Seria Literacka” 2006, z. XIII: Kamp, lingwizm: niedokończone projekty nowoczesności, s. 23-34. 

13 A. Świeściak, Przemiany poetyki..., s. 84.

14 A. Skrendo, Poezja lingwistyczna..., s. 34.

15 R. Krynicki, stuk-puk, w: idem: Wiersze wybrane, Kraków 2009, s. 377. Dalej przywołania za tą edycją sygnuję skrótem WW oraz numerem strony.

16 Cytat pochodzi z Przybosiowych Zapisków bez daty (Warszawa 1970, s. 307-308). Krynicki użył go jako motta w tomie Organizm zbiorowy (Kraków 1975, s. 5).

17 Z. Herbert, Do Ryszarda Krynickiego – list..., s. 30, 31.

18 Vide motto z wiersza Paula Celana do tomu Niewiele więcej (WW 173).

19 M. Stala, Współczesność i rzeczywistość. (Glosy do lektury Herberta przez twórców pokolenia ’68), „Na Głos” 1991, nr 4, s. 60.

20 M. Stala, Purgatorium. (Na marginesie „Niepodległych nicości”), w: idem, Chwile pewności. 20 szkiców o poezji i krytyce, Kraków 1991, s. 178.

21 Vide: P. Próchniak, Krynicki: rana istnienia (notatki), w: idem, Modernizm: ciemny nurt. Studia z dziejów poezji, Kraków 2011, s. 264.

22 Vide: M. Stala, Purgatorium…, s. 177.

23 M. Stala, Niepojęte: Jest, „Książki w Tygodniku”, dodatek do „Tygodnika Powszechnego” 2005, nr 8, s. 12.

24 Lektor (T. Fijałkowski), Wewnątrz kamienia, „Tygodnik Powszechny” 2004, nr 52, s. 29.

25 J.-F. Lyotard, Odpowiedź na pytanie: co to jest postmodernizm, przeł. M. P. Markowski, w: Postmodernizm. Antologia przekładów, pod red. R. Nycza, Kraków 1996, s. 60.

 

nota

za:  Pismo chmur. Studia i szkice o poezji Ryszarda Krynickiego, pod red. P. Próchniaka, Kraków 2014, s. 267-276