Kolęda

 

Kolęda

 

 

Urodzony

ze srebrną łyżką w ustach, pod

szczęśliwą gwiazdą (rozżarzonym

kamieniem obrazy,

rzuconym w twoją stronę już cztery lata temu),

 

urodzony

tak wiele razy, że mógłbyś już wreszcie

zacząć się bać,

że mógłbyś wreszcie pragnąć czegoś mniej

niż wszystkiego (tak jakbyś nie wiedział, że wszystko

to tylko tyle, ile wytrwasz na niełaskawym chlebie

ciała i słonym winie krwi, tak jakbyś nie wiedział,

że będziesz odtąd tylko na przemian raną i blizną),

tak wiele razy, że mógłbyś pozostać

skulony w swoich mrocznych wodach, z dala

od woni iskier i łun,

 

urodzony,

czy tego chcemy, czy nie, z żelaznym nożem w zębach,

w stalowym czepku,

 

uśnij, zanim

dopędzi cię ten żar,

to światło, które cztery lata

czyhało w pędzie, aż otworzysz oczy.

 

 

wiersz z tomu Dziennik poranny

cyt. za: Stanisław Barańczak, Wiersze zebrane, Wydawnictwo a5, Kraków 2006, s. 68