Krynicki: rana istnienia (notatki)

 

Paweł Próchniak

Krynicki: rana istnienia

 

 

1.

W roku 1989 pisał Marian Stala o autorze Niepodległych nicości:


sprzeciwiać się nicości i być zarazem poetą milczenia, które nie rani – to dzisiaj śmiałość niebywała.1


To rozpoznanie wydaje mi się nadal aktualne. Ryszard Krynicki jest bowiem jednym z tych poetów, którym świat zawdzięcza swój kształt. Trzeba nie lada odwagi, by powierzyć świat słowom, by za te słowa i za oddany im świat wziąć odpowiedzialność. Wiersze autora Szronu nigdy się przed tą odpowiedzialnością nie uchylają. Jest w nich spokojna determinacja, odwaga, stałość. Są czyste i uczciwe. Nie dźwięczy w nich pewność podszyta pychą. Przyznają się do słabości. Z trudem odnajdują słowa. Bratają się z grozą bycia w świecie. Znają ból. Wiedzą, co to rozpacz. Uczą wytrwałości, skupienia, współczucia, czułości. Uczą uważnego istnienia. Pokazują jak mieszkać „w namiotach zamieci”, „w namiotach zawiei”, jak brać na siebie zimny oddech „wietrznej wieczności”, jak nie odwracać oczu, gdy w jej „zwęglonych ciemnościach” odsłania się zranione istnienie – „świta okaleczony świat”.2

 

2.

W pisaniu o Krynickim trudno wyjść poza oczywistości, poza poczucie, że obcuje się z niezwykle intensywnym poetyckim doświadczeniem, że w zakreślanym przez nie obszarze otwiera się raz po raz przestrzeń przynależna tym wierszom, uobecniana w nich, ale zarazem – niepochwytna, pogrążona w milczeniu. Zalegająca tam cisza odbiera głos, sprawia, że słowo więźnie w gardle, zastyga nagle w urwanym wersie. Bo jeśli ta poezja jest próbą wejrzenia w niezawisłe istnienie, w jego suwerenny sens, jeśli chce odbijać w sobie „niebotyczne pismo obłoków” (M, s. 159), jeśli stara się podchwycić ich niepodległą nicości mowę, jeśli napomina, by podawać ją – niczym oddech – „z ust do ust” (M, s. 159), to wiersze autora Elegii niczyjej są też spotkaniem z ciemnością istnienia, przypominają o jego „niepewności” (K, s. 47) i „zagadkowej ucieczce”.3 Poeta rozmawia z martwą ciszą zamieszkującą kamienie. Patrzy w przepaść nocnego nieba. Podejmuje –

 

cichnący psalm ziemi, nieme nawoływanie się

planet, pożegnanie galaktyk.4


Opowiada o odchodzeniu i zamieraniu, o bezdomności wszystkiego, co jest, o wszechobecnej klęsce. Metaforą takiego istnienia jest – rana. W niej odsłania się niezabliźniony świat. Z niej – jak powie inny poeta – sączy się poezja: wiersz, w którym błądzi się „jak w zgliszczach zarosłych przez śnieg” (M, s. 100), wiersz, który próbuje być modlitwą bez słów –

 

Nie wiem, czy mam prawo

mówić, milczeć, dotykać

rany. Modlę się. Bez

słów. On

 

Wie.5


3.

W roku 1965 pisał Krynicki w duchu manifestu: „Żyjąc w świecie pęknięć, poeta powinien scalać”.6 Oznacza to, że powinnością wiersza jest sprzeciwiać się rozpadowi świata. Ale jednocześnie poeta ma być świadkiem – jak rzecz ujmuje Alina Świeściak – „sprzeczności istnienia”.7 Na tej dychotomii zasadza się wahadłowy ruch poezji autora Pędu pogoni, pędu ucieczki. Jeden biegun stanowią rozpoznania mówiące o fundamentalnym pęknięciu tego, co jest. Drugi zarysowuje się za sprawą spojrzenia, które szuka źródłowego sensu. Ten sens jest wieloznaczny, bujny, rozkwitający. I zarazem jest ascetyczny, ciemny, niemy, przeszywający – jak skurcz, jak dreszcz. Nie uśmierza pęknięć, nie przekreśla dramatyzmu. Pulsuje jak obolałe miejsce. I mam wrażenie, że u Krynickiego tylko w takich – obolałych – miejscach się odsłania. Zapewne dlatego właśnie – powtarzam za Marianem Stalą – „cierpienie towarzyszy nieodstępnie frazom [poety], nasyca je i zabarwia swym tonem”; dlatego „najprostsze w zewnętrznym kształcie zdanie – może być obrazem i przeczuciem drogi, nieskończonej wewnętrznej przestrzeni, pełnej wyrzeczenia i bólu…”.8 Przestrzeń, o której mowa – „rośnie w ranie, w otwartej ranie ust”. Otwiera ją i rozjątrza „nagie ostrze” języka. Jej wnętrze łopocze jak „czerwona flaga, którą wypluwamy / razem z krwią”. W ten łopot zakrada się „to nieludzkie, co rośnie w nas”.9 Tak pracuje krwioobieg poezji. Wiersz nabiega „żywymi słowami” (M, s. 97). Wybiega naprzeciw. Ustanawia pokrewieństwo. Jest jak „transfuzyjna krew” –

 

żyje – i cudze krwioobiegi spokrewnia,

i cudze ożywia wargi.10

 

I ten sam wiersz pielęgnuje ranę. Przyznaje się do niej. Bierze na siebie jej dwuznaczność, jej negatywny walor. Bierze na siebie winę zranienia, okaleczenia, uszczerbku, winę tego „nie”, które przeczy, przygniata, zmienia w popiół.11 Powie poeta, układając słowa do modlitwy –

 

zdejmij ze mnie popiół,

zdejmij ze mnie ciężar nie

mojej winy, daj mi przenieść

na drugi brzeg

 

rany: pokutę,

 

żal12


I będzie napominał:

 

Inne

 

mogą zarosnąć, lecz ta jedna, bezcielesna,

najboleśniej obnażona,

nie dająca ci żyć – i wciąż

utrzymująca przy życiu, ta jedna, na

zawsze niezasklepiona, tobie jedynie

dana, niech pozostanie

 

otwarta13


Marian Stala napisze o tym wierszu, że została w nim nakreślona „zarówno koncepcja życia, jak koncepcja poezji…”, i że słychać w nim „echa innych słów wypowiadanych w polskiej literaturze”.14 Czyich? Być może Tadeusza Micińskiego, zwłaszcza tych z tomu W mroku gwiazd, z wierszy takich jak Nokturn czy Widma. Zapewne Różewicza – czytającego liryki lozańskie:

 

poezja

jak otwarta rana

ostatnie krwi płynienie15


I Żeromskiego, który w Sułkowskim nawoływał ustami tytułowego bohatera: „Trzeba rozrywać rany polskie, / żeby się nie zabliźniły błoną podłości”, czy jak powie – nawiązując do tych słów – Leopold Staff: „By nie zasnuły pamięci ran – blizny”.16 Rany pamięci i pamięć o ranach. Rany pokuty i żalu. Rany poezji. Czynię to pobieżne zestawienie, by wskazać podstawowe tonacje i skale wpisane w metaforę rany, ale również po to, by mocno zaznaczyć jej modernistyczny kontur. Dobrze widać go zwłaszcza w tak ważnych dla Krynickiego lirykach Nelly Sachs, w jej przejmujących zapisach, które trwają przy traumie życia („die Wunde des Lebens”) – pielęgnują krwawiącą pamięć, rozjątrzają niezabliźniony świat.17 Wiersze autorki Rozżarzonych zagadek zaznaczają „magnetyczny punkt / przez który przenika Bóg” i jednocześnie rodzą się tam, gdzie –

 

niewidzialny orzeł

rozrywa swą zdobycz

unosi do domu – 18


Tak otwiera się „rozdarta rana nieba”.19 W przekładzie Krynickiego – a mowa o wierszu Ten łańcuch zagadek – jest to brzmiąca mocno i czysto: „rozwarta rana świata”.20 To przesunięcie wydaje mi się znaczące. Odwraca i otwiera perspektywę. W otwartej ranie umieszcza całe istnienie. Ale fraza, o której mowa, jest dla mnie ważna z innego jeszcze powodu. Koresponduje mianowicie z notatką zamykającą gnomiczny poemat, którego bohaterem (zapewne nie jedynym) jest martwy Paul Celan. Myślę o Fragmentach z roku 1989 i o zdaniu: „świta okaleczony świat” (w ustach poety zmienia ono niekiedy formę i brzmi: „świta niezabliźniony świat”). Autor Trzech nieskończoności powie, że jest to jedna z tych fraz zapisanych przez Krynickiego, w których „doświadczenie wewnętrzne zostaje przeniesione na całość istnienia” – „duchowe zranienie przenika się z katastrofą kosmosu”, „doznanie głębokiej rozpaczy” zestraja się z przeczuciem „zagłady wszystkiego, co istnieje”.21 Poeta powtarza w ten sposób jedną z kluczowych figur młodopolskiej wyobraźni. I jednocześnie – jak przystało na ostatniego poetę Młodej Polski – liryczne wyznanie czyni obszarem wzmożonej akustyki świata.22 Tak tworzy się przestrzeń rezonansu, w której dochodzi do głosu – powtarzam za Aliną Świeściak – „duchowe podłoże rzeczywistości”.23

 

4.

Echo, które słychać w poezji Krynickiego, jest oczywiście nie tylko echem świata. Jest też – i może przede wszystkim – echem wierszy innych poetów. Autor Aktu urodzenia wie dobrze, że „wystarczy dwa razy zastukać w ścianę // ze znużenia i mgły” (K, s. 30), i że to stukanie rozbrzmiewa po obu stronach – drzwi, snu, istnienia. W notatce zatytułowanej stuk-puk, zamykającej niegdyś Magnetyczny punkt, później autorską część tomu Kamień, szron, w zapisie którego grafia zmieniała się z latami, wygląda to tak:

 

nic

     ości

nie ma

 

ale coś

           ć

ma

(być) 24


To wiadomość przyniesiona „przez sen”, być może „od M. B.”, w którym wolno chyba rozpoznać Mirona Białoszewskiego.25 A jeśli to on odpukuje zza progu jawy (i zza grobu), to wierszem, który odbrzmiewa u Krynickiego, jest namuzowywanie

 

Muzo

Natchniuzo

 

         tak

     ci

końcówkuję

z niepisaniowości

 

natreść

     mi

ości

     i

uzo26


Jak dowodzi Jacek Kopciński, w apostrofę autora Mylnych wzruszeń wpisane są dwie prośby. Wyrażenie „natreść / mi / ości” jest prośbą o coś, co leży głębiej niż „pojęcia i formy”, o czystą treść istnienia, o samą osnowę rzeczywistości.27 I jednocześnie we wspomnianej frazie – w jej fonicznej warstwie – słychać prośbę o miłość. To ona ma być istotną treścią, ona przydaje treści istnieniu, wypełnia pustkę „niepisaniowości”. Mówiąc inaczej, ości w namuzowywaniu są czymś, co jawi się jako „pierwsze i elementarne”.28 Tworzą rdzeń wszystkiego, co istnieje. I zapewne nie jest bez znaczenia, że odsyłają do znaku ryby, że mają jakiś związek z miłością. Zapis Białoszewskiego to sam szkielet wiersza. U Krynickiego jest podobnie. Słowa układają się w foniczny obraz, tworzą rodzaj partytury. Wpisane w stuk-puk metrum dyktuje porządek binarnych napięć – nic i coś, nicość i cość, nie ma i ma, jest i będzie (ma być). Osią tych symetrii są ości. Z jednej strony to, co ości nie ma – nic; z drugiej – coś, co je ma (albo ma przynajmniej samo – ć). Ości są tym, co zostaje z nicości, jeśli odjąć od niej nic. Są jej resztkami. Ale są też osnową, szkieletem, rusztowaniem, na którym nicość się wspiera. To one nic zmieniają w nicość. Oderwane od niczego nabierają własnej wagi i wartości. Wolno jednak zapytać, czym jest owa cość, która w odróżnieniu od niczego – ma ości (w dopełniaczu)? I jeśli cość dopiero ma być, to co jest? Jest nic – stające, by tak rzec, ością w gardle. I jest wiersz – pukanie zza grobu, ukłucie sensu oczyszczonego przez sen, przez noc.29 Partytura tego sensu – w zaproponowanym przez Krynickiego zapisie – jest figurą semantycznie niezdeterminowaną. Brzmią w niej rozbieżne tonacje – od żartobliwej po ciemną i dramatyczną, słychać ironiczny dystans i eschatologiczną nadzieję, słychać głos lęku i finezję językowej gry.30 A wszystko to odzywa się pod dotknięciem pustki. Ale w tych ułamkowych słowach, w nicowanych syntagmach brzmi też odwaga poezji, która staje wobec nicości, odwaga kogoś, kto wierszem opatruje ćmiący, bezsenny, nigdy niesłabnący napór nieistnienia. O tej nieodpartej fali powie Krynicki:

 

Nic, noc zza szyby

patrzy przeze mnie niczyim spojrzeniem31


To odbicie nieistnienia „chrzęści pod podkutymi butami” (M, s. 215), ścina chłodem, przeszywa do żywego. Poeta powie: „Nicość nakłada bagnety” (M, s. 215). I usłyszy ją jako „Szum, trzaski, jazgot / zagłuszarki” (M, s. 219). Maszyneria tego nic, które „nie odpoczywa” (M, s. 113), pracuje bez wytchnienia, uśmierza istnienie, niweczy jego czystość, nawet „wiadomość o śmierci” spowija w „wizgi i jęk” (M, s. 219), w całun „krzywdy i bólu” (M, s. 231), w „martwy śnieg” (M, s. 215). To prawda, ta nicość ma partyjną legitymację. Ale jest też czymś głębszym, czymś bardziej drastycznym. Dobrze pokazuje to rozszerzająca się z biegiem lat perspektywa takich wierszy, jak Nic więcej

 

„Polsko, Polsko”.

Nic więcej? Dwa słowa

oddzielone przecinkiem

 

krzywdy i bólu.32


Takich, jak Są w tobie

 

Nie mijasz godzino próby:

są w tobie lata przestępne,

są w tobie minuty ciszy.33


Kiedyś zaświadczały o zimnym uścisku realnego socjalizmu, o dramatycznym wymiarze tamtych czasów, o ich jałowej grozie. Dziś widać wyraźnie, że są również rozpoznaniami, które nie potrzebują politycznego kontekstu, że odrywają się od społecznych realiów i mówią coś ważnego o duchowym porządku ludzkiej kondycji. Prowadzą też dalej, w stronę miejsc intensywnego nieistnienia. Jedno z nich odsłania się w wierszu Gwiazda: Hymn

 

Gniazdo pustki, opustoszałe gniazdo przelotnych jaskółek,

dzwonie światła, ulany z ulewy, z ulewy płomieni ocalała pustynio, pełnio

otchłani, która: jest, która Jest, nieobecność istotą jest twego

 

istnienia?34


Wolno może powiedzieć, że sednem tej ocalałej pustyni, jej wyłuskanym z istnienia źródłem i ujściem jest – jak czytamy w wygłosie Wierszy, głosów – „nic, Bóg” (M, s. 273). Te dwa słowa oddzielone przecinkiem są dla siebie nawzajem jak rewers, jak negatyw. Ich zestawienie uświadamia, że nicość to odwrócona nieskończoność, że wszystko zawiera w sobie nic i zarazem nic wyklucza wszystko. Zbudowana w ten sposób struktura lustrzana akcentuje sprzeczność i jednocześnie jest mocną podstawą tożsamości. Wedle formuły św. Augustyna „nic samo siebie nie opuszcza” – wszystko zawsze pozostaje tożsame ze sobą.35 Krynicki zdaje się dopowiadać: nic – prócz Boga. Wyostrzam ten kontur poetyckiego projektu autora Szronu, by przypomnieć, że jego poezja – jak pisze Marian Stala – „jest drogą do mężnego zachowania się wobec nicości”.36 Jeśli jednak istotnie stawką tych wierszy jest „budowanie wewnętrznej, duchowej przestrzeni, chroniącej przed nicością”, to przestrzeń ta jawi się jako czyściec, purgatorium, przedpiekle.37 Napisze o nim poeta:

 

Nocą, w pustym przedziale. Niczego

nie pragnę, nikogo się nie obawiam. W oddali

pełgają ogniki czyśćca: mojego miasta.38


Miasto w uścisku nocy przypomina cmentarz z pełgającymi na nim ognikami – czyjegoś życia, czyjejś obecności. Te światła nocy płoną w ludzkich domach, ale są też ogniem, który wypełza z ciemności, liże pustkę, rośnie. W jego blasku widać wyraźnie, że życie podszyte jest umieraniem, obecność – nieobecnością, że powrót do domu jest rodzajem podróży pośmiertnej. Niepewny blask odległych świateł dostrzeżonych z pociągu wolno więc może skojarzyć z tym, co rani najdotkliwiej, dotyka najgłębiej, z tym, co zostaje na samym dnie, gdy odstępuje i wiara, i nadzieja, a wraz z nimi uchylone zostają – niebo i piekło. W tej pustce, na dnie – pełga miłość.39 Podążam za intuicją wiersza Zostają, ale ten ruch rozgarniający ciemność, odkrywający w jej głębi miłosną obecność – powraca w wierszach poety na różne sposoby.40 W figurach odwróconych –

 

Zaśnij, obawo. Nie śnij.

Jeżeli nie możesz inaczej,

 

śpij z otwartymi oczami.41


W lustrzanych odbiciach – przechowujących jej „światłe, nieskończone włosy”, powielających „odblask nicości, siwe z przerażenia / światło zgasłych gwiazd” (M, s. 52). W odbiciach odwracających perspektywę –

 

Uparta ćmo, nie mogę ci pomóc,

mogę tylko zgasić światło.42


Lub wprost –

 

Gaszę światło, jestem zmęczony.

Ledwie tli się we mnie światełko

twojego snu.

 

Drży, czuwa.43


Ta wieczna lampka przyświeca prośbie – „obudź mnie, jutrznio” (M, s. 163). Jest echem przyszłości, nadzieją, intymną eschatologią –

 

Jak gwiazda, której oko jeszcze nie dostrzega,

jak czułość, której serce jeszcze nie przeczuwa.44


I zarazem już teraz lśni niczym „jasna gwiazda w śniegach w srebrnej sierści szronu / nad gałęziami pożaru” (M, s. 25). W Strzępach listu miłosnego mówi się o tym blasku: „spojrzenie twoje krzewi się we mnie i rani do krwi” (M, s. 25). W taki sposób patrzy ktoś, kto kocha.

 

5.

Miłość jest w tej poezji doświadczeniem wyjątkowo intensywnym. Niekiedy dotyka bardziej, niż mogłoby to znieść ciało. Ale to właśnie w ciele sprawuje swoją władzę. Doświadczenie ciała staje się jej przystanią i spełnieniem. Powie poeta –

 

nasza miłość, która wtedy się spełnia,

kiedy ty się wahasz

bezimienna i bezcielesna

 

ani nas dzieli, ani dzieląc – łączy,

ona nas utrwala

i dwa ciała odległe i bliskie jak wargi

 

w swym ulotnym zespala ciele45


Tym ulotnym ciałem – i pocałunkiem – jest „biały obłok, bezkrwawy z marzenia i trwogi” (M, s. 51). Ten sam, którego eteryczna natura „to co jest i przemija – w istniejące wciela” (M, s. 51). Ten sam, który wraz z miłością ucieleśnia się „w białej zawiei skóry” (M, s. 52). Alina Świeściak powiada, że „Krynickiego nie sposób nazwać »poetą ciała«, a przynajmniej nie w potocznym znaczeniu tego terminu – nie eksponuje on erotycznej zmysłowości ciała, ale egzystencjalno-metafizyczne problemy, jakie ono ewokuje”.46 To prawda, autor Organizmu zbiorowego z biegiem lat wyciszał erotyczny ton swoich wierszy. W kolejnych książkach doświadczenie ciała ustępowało doświadczeniu duchowemu; jak pisze Stala: „cielesność – została zastąpiona językiem życia wewnętrznego”.47 Ale przecież poeta wciąż pozwala wybrzmiewać zdaniom takim jak te:

 

Łaski oczu i warg, żywicy pełna i soli

była ta nagła noc,

w cerkiewce lampy kulił się mrok,

moje ciało chroniło się w twoim,

widziało w ciemności.48


Wciąż przypomina:

 

mężczyzna i kobieta w sobie jak we śnie pogrążeni. Okryci

jedynie rozwartymi ranami.

 

Wokół ich jasnych ciał

unoszą się maleńkie hostie. Jakby

tańczącej pary

rozpadł się szklany odlew.49


I wciąż wyznaje:

 

otwierają się stare rany miłości

aniele rozłąki mój stróżu

z kimkolwiek przyjdziesz zechciej się miła rozgościć

zostań na dłużej50


Tak przemawia miłość – głosem z głębi rany. I w taki sposób powraca – w otwierającej się na nowo ranie. Staje wobec nicości, spokrewnia się z nią. Jest jak „śmiertelna choroba”.51 Boli. We wczesnych wierszach Krynickiego jej istota odsłania się w niespełnieniu.52 Jakby miłość ze swej natury była czymś niemożliwym. Jakby miłość możliwa nie istniała. Może właśnie dlatego jest zawsze – powtarzam za Tadeuszem Nyczkiem – „kaleka, ułomna”, jest „miłością do kogoś, kto – z oddali – zarysowuje się kreską przerywaną, miejscami zatartą”.53 Można to ująć też inaczej, można powiedzieć, że miłość pyta o niemożliwe i tym samym otwiera się na ryzyko – jeszcze raz Nyczek – „odpowiedzi dotkliwie raniącej”.54 Taka właśnie odpowiedź dosięga niechybnie kogoś, kto kocha. Jest niczym cios. Odnajduje drogę w najgłębszej ciemności.

 

6.

W wierszach Krynickiego miłość jest spotkaniem z niezabliźnionym istnieniem. Jej dotknięcie „to, co jest – w niewiadome przemienia” (M, s. 54). Prowadzi do miejsc opuszczenia. Zamieszkuje obszary utraty. To właśnie stamtąd dobiega jej głos –

 

czułość – jakbyś odnalazł w wyludnionym domu

bukiecik włosów na ściętej pościeli

i kosmyk fiołków więdnący w flakonie

 

jest – w przybijaniu śmiertelnie ranionych

do wysp o których żywi nie słyszeli

i w ocaleniu wstążki dziecinnej z pogromu55


Kruche pamiątki – wstążka, kosmyk włosów, garść fiołków. Porażająca pustka i tamten jej brzeg, do którego przybić pozwala tylko śmiertelna rana. Tak pracuje wyobraźnia miłości, wyobraźnia nasłuchująca echa, wsłuchująca się między innymi w te słowa Norwida –

 

Czułość – bywa jak pełny wojen krzyk

I jak szemrzących źródeł prąd,

I jako wtór pogrzebny…

 

I jak plecionka długa z włosów blond,

Na której wdowiec nosić zwykł

Zégarek srébny – – – 56


O tym przejmującym wierszu pisał przed laty Różewicz: „Czułość jest dla mnie jak uderzenie zegara. Wybija godzinę i milknie”.57 I dodawał w tym samym szkicu:


Leżał u mnie na stole przez długie miesiące. Chciałem zgłębić jego jasną tajemnicę. Zdawało mi się, że w tym wierszu zawiera się rozwiązanie dręczącej mnie zagadki: czy na świecie rzeczywiście jest coś takiego jak „poezja”, czy to możliwe, żeby przetrwała „śmierć boga”, „śmierć człowieka”, śmierć „cywilizacji”…58


Widziana w taki sposób jasna tajemnica Czułości jest – tajemnicą poezji. I odwrotnie. Poezja jest – czułość. Przekształcam formułę ukutą przez Miłosza – „A poezja jest prawda”, sądzę bowiem, że jeden z najważniejszych nurtów nowoczesnej liryki tworzą te wiersze, w których „nie gojącą się nigdy ranę prawdy” (M, s. 122) odsłania i pielęgnuje czułość, z jaką poeta patrzy na „lacrimae rerum” – na łzy rzeczy, na ich płacz, i na „lacrimae hominum” – na ludzkie łzy.59 Siła tych łez i dostrzegającego je spojrzenia – jest bezbronna i czysta. To ona pozwala powiedzieć o skatowanym na śmierć chłopcu –

 

Krwawią w nas

Jego rany.60


Ona podchwytuje „spojrzenie cielęcia / wiezionego na rzeź”, układa usta do bezradnej modlitwy:

 

Pomóż, święty Franciszku.

Ukaż się przed bramą rzeźni.

A jeśli jesteś teraz zajęty,

to wyślij

brata Sylwestra

 

lub wilka z Gubbio.61


I każe pamiętać, że poeta jest –

 

Cały w swoim

intensywnym spojrzeniu.62


7.

Różewicz napisze: „oko poety opowiada”.63 Siłą tej opowieści jest „czystość widzenia”.64 Spojrzenie Krynickiego wydaje mi się przejmująco czyste. Nie jest jasne, niełatwo mu sprostać, ale jego dotknięcie jest dotknięciem czułości, która trwa przy „niepewności istnienia” (K, s. 47). Ta czułość wie, że „Niepojęte: // Jest” – „Boli”.65 To dlatego okrywa je „Szary szron szeptu, skamielina rozpaczy” (K, s. 33) – poezja, której głos jest niczym rana „bezcielesna, / najboleśniej obnażona” (K, s. 22), poezja układająca się w „nieme pytania” (K, s. 47), zapisana niepewnym, „najbardziej intymnym pismem: // potem strachu, nasieniem, śluzem” (K, s. 47), pismem, którego autor Wierszy, głosów uczy się od „swojego starszego brata, ślimaka” (K, s. 47), od szronu, od kamienia. To pismo poeta czyta i przepisuje z czułością, jakby czułość była wszystkim, co możemy sobie ofiarować. Zawsze – „Okryci / jedynie rozwartymi ranami” (M, s. 58). W obliczu tego nigdy, które nadciąga wraz z nocą.

 

Paweł Próchniak

 

przypisy

1 M. Stala, Purgatorium. (Na marginesie „Niepodległych nicości”), w: idem, Chwile pewności. 20 szkiców o poezji i krytyce, Kraków 1991, s. 179.

2 Wyimki pochodzą z wierszy: przegnany…, Woń… (R. Krynicki, Magnetyczny punkt. Wybrane wiersze i przekłady, Warszawa 1996, s. 38, 30; dalej cytaty z tomu sygnuję skrótem: M), Żadne…, Fragmenty z roku 1989 (R. Krynicki, Kamień, szron, Kraków 2004, s. 31, 20; dalej przytoczenia z tomu sygnuję skrótem: K).

3 W kwestii tej vide: M. Stala, Obłok i kamień, w: idem, Druga strona. Notatki o poezji współczesnej, Kraków 1997, s. 117; oraz: idem, Niepojęte: Jest, „Tygodnik Powszechny” 2005, nr 8, dodatek: „Książki w Tygodniku”, s. 12-14 (posługuję się wyimkiem ze s. 12).

4 Szron, K, s. 33.

5 M, s. 220.

6 R. Krynicki, Od autora, w: idem, Pęd pogoni, pęd ucieczki, [suplement do:] Almanach ruchu kulturalnego i artystycznego ZSP, Warszawa 1965, s. 5 (cytat za: A. Świeściak, Przemiany poetyki Ryszarda Krynickiego, Kraków 2004, s. 28).

7 A. Świeściak, Przemiany…, s. 82.

8 M. Stala, Purgatorium…, s. 175.

9 Wyimki pochodzą z wiersza Język, to dzikie mięso, M, s. 72.

10 Poezja żywa, M, s. 43.

11 Warto może dopowiedzieć, że rana jest jednym z licznych „znaków negatywności w poezji Krynickiego”, którym wiele wnikliwej uwagi poświęciła w swojej książce Alina Świeściak (wyimek: idem, Przemiany…, s. 137).

12 K, s. 19.

13 K, s. 22.

14 M. Stala, Niepojęte: Jest…, s. 14.

15 T. Różewicz, Liryki lozańskie, w: idem, Niepokój, Wrocław 1980, s. 475.

16 L. Staff, S. Ż, w: idem, Poezje zebrane, Warszawa 1967, t. 2, s. 543.

17 Wyimek pochodzi z wiersza Vor den Wänden der Worte – Schweigen; vide: N. Sachs, Rozżarzone zagadki. Wiersze wybrane, wybór i przekład R. Krynicki, Kraków 2006, s. 184.

18 Przytoczenia: ibidem, s. 171, 119.

19 Wyrażenie „aufgerissene Wunde des Himmels” pojawia się w wierszu Diese Kette von Rätseln (ibidem, s. 122).

20 Ibidem, s. 123.

21 M. Stala, Niepojęte: Jest…, s. 12-14.

22 W znanych mi wypowiedziach autor Organizmu zbiorowego kilkakrotnie określał siebie mianem „ostatniego poety Młodej Polski”, czego drukowany ślad znaleźć można w szkicu Doroty Kozickiej Zapamiętane z… rozmowy z Ryszardem Krynickim, która odbyła się w majowe późne popołudnie w domu poety na krakowskim Podgórzu, „Dekada Literacka” 2005, nr 3-4, s. 85.

23 A. Świeściak, Przemiany…, s. 71.

24 Tekst przytaczam za: R. Krynicki, Kamień, szron, wyd. trzecie poprawione, Kraków 2005, s. 101.

25 Wiersz opatrzony został adnotacją: „30 czerwca / 1 lipca 1992”, warto więc może dopowiedzieć, że ostatniego dnia czerwca autor Rachunku zachciankowego obchodził urodziny.

26 M. Białoszewski, Utwory zebrane, t. 1: Obroty rzeczy. Rachunek zachciankowy. Mylne wzruszenia. Było i było, Warszawa 1987, s. 241.

27 Odwołuję się do interpretacji namuzowywania w: J. Kopciński, Gramatyka i mistyka. Wprowadzenie w teatralną osobność Mirona Białoszewskiego, Warszawa 1997, s. 27-36; przytoczony wyimek: s. 28.

28 Ibidem, s. 36.

29 Sygnalizowana kwestia warta jest osobnego namysłu. Tutaj wypada może jedynie dopowiedzieć, że sen bywa u Krynickiego obszarem wyjątkowo ważnych rozpoznań; w czytelny sposób sygnalizują to wiersze takie, jak Może czy Dotknąć – zestawione ze sobą w tomie Kamień, szron.

30 Podstawowe perspektywy interpretacyjne wpisane w wiersz stuk-puk wskazują: A. Świeściak Przemiany…, s. 143-144; M. Stala, Niepojęte: Jest…, s. 12.

31 Nic, noc, M, s. 241.

32 M, s. 231.

33 M, s. 216.

34 M, s. 59.

35 Św. Augustyn, O nieśmiertelności duszy (VIII, 15), w: idem, Dialogi filozoficzne, przeł. L. Kuc, Kraków 1999, s. 324.

36 M. Stala, Purgatorium…, s. 173.

37 Ibidem.

38 Purgatorium, M, s. 240.

39 Podobne myśli pojawiają się w przywoływanym już szkicu Mariana Stali – Purgatorium… (zwłaszcza: s. 173-175).

40 Wiersz zatytułowany Zostają brzmi tak: „Wiara – uchyla nieba. / Nadzieja – chroni od piekła. / Zostają: miłość // i czyściec.” (Utwór nie wszedł do Magnetycznego punktu, przytaczam go za: R. Krynicki, Niepodlegli nicości. Wybrane wiersze i przekłady, Kraków 1989, s. 117).

41 Zaśnij, M, s. 185.

42 Nie mogę ci pomóc, M, s. 176.

43 Światełko, M, s. 264.

44 Jak ten co powracając – skądinąd odbiega, M, s. 51.

45 Biały Obłok, M, s. 54.

46 A. Świeściak, Przemiany…, s. 198.

47 M. Stala, Obłok…, s. 115.

48 M, s. 19.

49 Z daleka (Z Maxa Hölzera), M, s. 58.

50 W autorskich przypisach do Magnetycznego punktu czytamy: „Istnieje też inna wersja tego wiersza bez tytułu: / Otwierają się stare rany miłości, / aniele rozłąki, mój stróżu. / – To ty? Zechciej się, miła, rozgościć. / Zostań. – Na zawsze? // Na dłużej.” (Vide: M, s. 26, 309).

51 Nie trzeba, M, s. 123.

52 Alina Świeściak – myśląc przede wszystkim o Akcie urodzenia – napisze, że jest to „miłość – jak wszystko inne naznaczona niespełnieniem, wewnętrznie pęknięta i zbudowana na sprzecznościach” (idem, Przemiany…, s. 231).

53 T. Nyczek, Poezja kalekiego świata, „Twórczość” 1974, nr 2, s. 82.

54 Ibidem.

55 M, s. 44.

56 C. Norwid, Vade-mecum, oprac. J. Fert, Lublin 2004, s. 74.

57 T. Różewicz, Mój ulubiony wiersz?, „Poglądy” 1963, nr 12, s. 13.

58 Ibidem, s. 13.

59 Miłosz pisał w Toaście: „A poezja jest prawda. I kto ją obedrze / Z prawdy, niech jej kupuje trumnę kutą w srebrze” (idem, Wiersze, t. 1, Kraków - Wrocław 1985, s. 252). „Sunt lacrimae rerum” – to formuła Wergiliusza; Różewicz przywołuje ją w szkicu: Oko poety (notatka z roku 1964), w: idem, Przygotowanie do wieczoru autorskiego, Warszawa 1971, s. 41, 42.

60 Barbara Sadowska czyta wiersze, M, s. 221.

61 Powrót z Asyżu, K, s. 49.

62 Grób Josifa Brodskiego, K, s. 56.

63 T. Różewicz, Oko poety…, s. 41.

64 Ibidem, s. 44.

65 Zestawiam dwie wersje wiersza: K, s. 7; M, s. 263.

 

nota

za: P. Próchniak, Modernizm: ciemny nurt. Studia z dziejów poezji, Kraków 2011, s. 249-266.