Krytyk Krynicki

 

Adam Poprawa

Krytyk Krynicki

 

 

Ryszard Krynicki jest jedynym spośród najważniejszych twórców Nowej Fali, w którego bibliografii podmiotowej brak książek innych niż poetyckie. Tymczasem jego dyskursywna aktywność była wcale spora, zwłaszcza do roku 1976, kiedy pisarz został objęty urzędowym zakazem druku. Wypowiadał się więc Krynicki jako uczestnik słynnej dyskusji na IX Kłodzkiej Wiośnie Poetyckiej w 1972, fragmenty tego sporu opublikował później „Nowy Wyraz”. W roku 1974 autor Pędu pogoni, pędu ucieczki i Stanisław Barańczak udzielili wspólnego wywiadu „Więzi”. Krynicki sam zresztą przeprowadzał wywiady: z Krzysztofem Gąsiorowskim i Januszem Żernickim (oba dla „Orientacji” 1967), Nikosem Chadzinikolau („Nurt” 1967) oraz Edwardem Balcerzanem („Współczesność” 1969). Z zestawu gatunków krytycznoliterackich najczęściej wybierał recenzje i szkice, pisane dla „Nurtu”, katowickich „Poglądów”, zielonogórskiego „Nadodrza”, „Orientacji” i drugoobiegowego „Zapisu”. W „Studencie” (w którego redakcji, podobnie jak wcześniej w „Nurcie”, pracował) ogłaszał szkice polemiczne, felietony i noty. Ogłosił kilka artykułów: o Norwidzie w „Nurcie”, o Peiperze w londyńskiej „Oficynie Poetów”, o „Zwrotnicy” w „Tygodniku Kulturalnym” (tekst przedrukowany następnie w zredagowanym przez Janusza Maciejewskiego tomie Lektury i problemy z roku 1976). Krynicki pisał również szkice wspomnieniowe i noty zamieszczane obok tłumaczonych przezeń poetów.

Parokrotnie, recenzując książkę, zwracał uwagę na jej szatę graficzną, co można by ewentualnie uznać za kryptoprognostyk późniejszej działalności edytorskiej (jeśli komuś bardzo zależy na podkreślaniu ciągłości biografii). I jeszcze przy okazji: tomy publikowane w Wydawnictwie a5 da się niewątpliwie ułożyć w jakiś interpretowalny ciąg, niemniej rozpatrywanie decyzji edytorskich Krynickiego jako postaci krytyki literackiej to już temat przekraczający ramy niniejszych przyczynkarskich uwag.

Krytykowi, zwłaszcza w początkowym okresie uprawiania fachu, raczej trudno uniknąć pisania o książkach przypadkowych, to znaczy takich, których recenzje zostały zamówione, a odmówić nie wypada, mimo że jeden czy drugi tytuł nie wydaje się szczególnie zajmujący. U Krynickiego tego rodzaju wypadków jest nader mało, ale też był on nie tylko recenzentem, lecz również redaktorem. Najczęściej więc pisze o rówieśnikach czy szerzej: młodej poezji tudzież o najważniejszych dlań zjawiskach z tradycji. Wiele spośród tych omówień, o czym zaraz będzie się można przekonać, pełni również w znacznym stopniu funkcje pozarecenzenckie.

Początek, z dzisiejszej perspektywy, wygląda na traf nieledwie symboliczny. Taki traf mu się... Oto bowiem w lutowym numerze „Nurtu” z roku 1966 ukazuje się recenzja dwudziestotrzyletniego autora z Było i było Białoszewskiego. Nie chodzi tu tylko o spotkanie dwóch poetów lingwistów. Bardziej intryguje zetknięcie przyszłego (wkrótszego) współtwórcy formacji o niezbywalnym znaczeniu dla kultury polskiej z jednym z absolutnie najważniejszych twórców, jacy kiedykolwiek po polsku pisali. Na razie jednak, w roku 1966, rzecz przedstawia się skromniej: Nowej Fali jeszcze nie ma, uznanie rangi Białoszewskiego nie jest bynajmniej powszechne. Poza tym pierwszy sekretarz Gomułka wyprowadza z chrztu Mieszka I socjalistyczną tradycję, prymas Wyszyński natomiast włącza ów chrzest w narodowe sprzężenie zwrotne.

Omówienie Było i było, porównane z późniejszymi recenzjami Krynickiego, jest jeszcze tekstem w miarę referencjalnym: krytyk trzyma się blisko interpretowanej książki, sporo z niej cytuje. Inaczej, rzecz jasna, wyglądałby komentarz do tej recenzji w pracy mironologicznej; na potrzeby tego natomiast szkicu szczególną uwagę warto zwrócić na ostatni akapit:

 

Białoszewski, świadomy wyczerpywania się kodów opartych na wykorzystywaniu rozpiętości metaforycznej i wieloznaczności słów, wyraźnie odchodzi od tego typu poetyk. Dwa końcowe utwory sygnalizują, że rezygnuje również z układów wersowych na rzecz „skondensowanej prozy” [określenie Białoszewskiego z przywołanego w recenzji wywiadu], sygnalizującej nowe poszukiwania poety, który dla niektórych krytyków do dzisiaj jest autorem tylko Obrotów rzeczy.1

 

Uwaga o „nowych poszukiwaniach” okazała się celna: następny tomik poetycki Białoszewskiego pojawi się dopiero za trzynaście lat, wcześniej ukażą się cztery jego książki prozatorskie. Przytyk pod adresem intelektualnej opieszałości części krytyki również jest znamienny. Jeszcze ciekawiej wygląda chyba przypisanie omawianemu poecie świadomości „wyczerpywania się kodów opartych na rozpiętości metaforycznej i wieloznaczności słów”. Wyrażenie nie przedstawia się nazbyt precyzyjnie; założyć więc można, że jest to tyleż zjawisko wyinterpretowane z wierszy Białoszewskiego, ile własny sąd estetyczny Krynickiego, poety i czytelnika, zniechęconego ówczesnym artystowskim poezjowaniem różnych generacji.

Taka strategia autorskich (czyli Krynickiego) manifestacji estetycznych, artykułowanych w trakcie pisania na, wydawałoby się, inne tematy, umacnia się w kolejnych tekstach poznańskiego poety i krytyka. Często przywoływaną postacią staje się Peiper, i niekiedy są to przywołania cokolwiek kartagińskie (jeśli wolno tu przypomnieć Katona starszego). W omówieniu antologii Poeci czerwonej róży sprawa wygląda jeszcze całkiem niewinnie. Konstatuje więc Krynicki, że w wierszach Gąsiorowskiego „panuje formalny rygor, najbliższy chyba, w sferze kształtu stylistycznego, ideom T. Peipera”.2 Mniejsza o zasadność tej paraleli: jeśli krytyk uważa, że Gąsiorowski podejmuje Peiperowski wzorzec (dobrze przecież Krynickiemu znany), to zbędna jest tu osłabiająca partykuła „chyba”. Jeśli natomiast nie jest pewny swojego porównania, to bardzo dużo znaczy wskazanie akurat na autora Tędy. Sugerowany patronat nie obejmuje wyłącznie Gąsiorowskiego. Pod koniec recenzji Krynicki formułuje taką oto konkluzję:

 

Tadeusz Peiper – jeden z najwybitniejszych poetów rewolucyjnych dwudziestolecia międzywojennego postulujący rewolucjonizowanie umysłów odkrywczością poetyckich rozwiązań, w przeciwieństwie do zasycania poezji gołosłownymi hasłami i sloganami – doczekał się w przeważającej części wierszy Poetów Czerwonej Róży godnej kontynuacji swoich poszukiwań.3

 

Powtórzę, pod względem logicznym nie sposób temu wnioskowi czegokolwiek zarzucić. Zastanawia przecież, że Krynicki aż tak nobilituje opisywanych poetów przy pomocy twórcy, dla którego żywi olbrzymią estymę, do którego idei nieraz sięga. Komentując Godzinę jastrzębi Karaska, powraca do wcześniejszych dokonań poety:

 

Także i wiersze drukowane w pierwszych Nowych widzeniach (1967) można byłoby zaliczyć (poza Upadkiem miesiąca Aja, bo tu i Chlebnikow miałby co nieco do powiedzenia) do tego nurtu eklektycznych stylistów, które za Tadeuszem Peiperem skłonny byłbym nazywać odmianą neoklasycy-snu.4

 

W innym miejscu z kolei papież awangardy nader rzetelnie – co w tym wypadku znaczy: uczciwie – zostaje przypisany do linii norwidowskiej:

 

Jedną z cech szczegółowych poezji (tym, co ją odróżnia od prozy) jest bowiem nie tyle nazywanie, opisywanie uczuć, ile ich wyrażanie, ekwiwalentyzacja, korelacja – jakby powiedzieli jednocześnie i Eliot, i Peiper. Zwłaszcza Tadeusz Peiper, który zaiście po Norwidowemu (choć zapewne nie zdając sobie z tego sprawy) polemizował z opisywactwem uczuć, pleniącym się w poezji polskiej dwudziestolecia międzywojennego, Peiper, który się zresztą nigdy na temat Norwida nie wypowiadał (jedynie Władysław Woźnik recytował kiedyś jednocześnie wiersze Norwida i Peipera).5

 

Cytat pochodzi ze szkicu o Norwidzie (a dokładniej: o kwestiach autotematyzmu oraz ludowości, wyprowadzanych z jego wiersza Kolebka pieśni); i raz jeszcze dojdzie w tym tekście do zestawienia poety dziewiętnastowiecznego z Peiperem. Jak najdalszy jestem jednak od wykpiwania Krynickiego fascynacji Peiperem. Po pierwsze bowiem, również te przywołania autora Nowych ust przyczyniały się do zapewnienia mu należnego miejsca w historii poezji polskiej. Porządne edycje Peipera pojawią się dopiero za jakiś czas, na razie często trzeba sięgać do publikacji międzywojennych, i Krynicki tak robi, wykazując dobrą orientację w tekstach źródłowych. Trochę przy tym wszystkim dziwi, że reakcja na książkę Stanisława Jaworskiego (w końcu najwybitniejszego dziś peiperologa) U podstaw awangardy: Tadeusz Peiper, pisarz i teoretyk jest wprawdzie solidnie obszerna, ale dość chłodna.6

Drugi powód peiperowskich tropów Krynickiego sprowadza się do zauważonych wcześniej (krypto)manifestacji estetycznych. Peiper bliski jest Krynickiemu-poecie, jest dlań również mocnym argumentem polemicznym, wielce przydatnym w krytyce poezji współczesnej. Jeśli chodzi o zbieżności poetyckie: zabawne, że Krynickiemu zdarzyło się naciągnąć Peipera do swojej własnej (tj. Krynickiego) poetyki, nie odwrotnie. Alina Świeściak, monografistka poznańsko-krakowskiego poety, wnikliwie omawiając miejsca wspólne obu pisarzy, zwróciła uwagę na przypisanie Peiperowi przez Krynickiego przerzutni, „gdy tymczasem tok wiersza Peipera jest zasadniczo antyprzerzutniowy, podział wiersza pokrywa się z rozczłonkowaniem syntaktycznym. Sam Krynicki natomiast nie liczy się z tą zgodnością i stosuje enjambement jako środek permanentnego jej łamania”.7

Co zaś do odwoływania się do Peipera (i innych) w celach polemicznych czy, ogólniej, metaestetycznych: w trakcie omawiania twórczości Andrzeja K. Waśkiewicza Krynicki en passant składa pewne wyznanie:

 

czasopisma społeczno-kulturalne nie zdradzają zbyt wielkiej sympatii dla prób teoretyzowania, w związku z czym jakże często wykorzystuje się możliwość napisania recenzji dla wyrażenia na jej marginesie, własnego poglądu na sprawę poezji.8

 

Recenzje używane są także do zapisania nader poważnego postulatu:

 

Z działalnością polskiej szkoły strukturalnej można wiązać nadzieje uzdrowienia krytyki artystycznej i publiczności literackiej. Słowem – zwrócenie uwagi przede wszystkim na tekst literacki”.9

 

Pojawia się jednak ważkie napięcie, może nawet nierozwiązywalna sprzeczność. Cóż, coś analogicznego wystąpiło wcześniej w pismach właśnie Peipera, który, z jednej strony, na różne sposoby akcentował autonomię tekstu poetyckiego, z drugiej zaś, także wielorako, poemat miał się według niego łączyć z cywilizacją współczesną. U Krynickiego tedy, owszem, dyskusja specjalistyczna, literacka – zarazem jednak zapisanie przekonania o supremacji rzeczywistości pozaliterackiej. Wspominaną już recenzję z Karaska kończy autor sądem, „że poezja w porównaniu ze rzeczywistością nie jest bardziej przejmująca”.10

Wracam do zawartej w tekstach krytycznych Krynickiego jego samoświadomości / autokreacji literackiej, czyli do miejsca, które sobie i swojej poezji wyznacza autor, zarówno wobec tradycji, jak i współczesnych zjawisk poetyckich. Przypomnieć może warto, i nie zamierzam czynić z tego zarzutu, że opinie w tym przedmiocie zostały przez Krynickiego zapisane w porządku raczej eseistycznym niż stricte literaturoznawczym. I jeszcze jedno winien jestem zastrzeżenie: ta dychotomia nie oznacza bynajmniej podziału na niekontrolowaną dowolność i rygor.

Kiedy – zatem – przystępuje Krynicki do omówienia nowego tomiku Kazimierza Koszutskiego z roku 1965, wychodzi od artykułu Stanisława Czernika, ogłoszonego trzydzieści jeden lat wcześniej.11 Niezależnie od przydatności tej publikacji z 1934, powołanie się na nią pełni jeszcze jedną funkcję: otóż, to jasne, Krynicki konstruuje odpowiadający mu kontekst, który jest zarazem pośrednio czy skrycie polemiczny wobec pokolenia „Współczesności”. Krytyk, wybierając najbliższą sobie tradycję, jakby unieważniał to, co w poezji zdarzyło się w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Pokolenie ’56, wraz z jego ideami, dylematami, wyborami i dokonaniami – zostaje w ten sposób wzięte w nawias odrzucenia. Istotną tradycją staje się natomiast awangarda krakowska. Stąd analizowane tu uprzednio wątki peiperowskie, stąd teksty o Peiperze i polemiki o niego, stąd powracanie do twórczości międzywojennej (Brzękowski, ale także Flukowski, Ożóg i Czernik), stąd zainteresowanie badaniami nad awangardą i zachwyt dla dziś już klasycznego dzieła Sławińskiego o języku poetyckim krakowskiej awangardy. Stąd wreszcie uznanie Przybosia za „najwybitniejszego współczesnego polskiego poetę”.12 Krynicki również wybiera awangardę, odróżniając przy innej okazji, w trakcie pisania o pracy Andrzeja Lama, awangardę dynamiczną od statycznej.13

W analogicznie ambiwalentny sposób postrzegany jest romantyzm. Mała ankieta: omówienie którego wybitnego dzieła, używanego przez pokolenia polonistów od ponad czterdziestu lat, zostało przez Krynickiego zatytułowane Szansa i obowiązek romantyzmu? Chyba raczej trudno byłoby odgadnąć, że chodzi o Lirykę polską. Interpretacje, tom zredagowany przez Prokopa i Sławińskiego. Komentarz do tego zbioru odczytań polskich wierszy kończy się nader zasadniczą deklaracją:

 

Wbrew historii literatury, romantyzm jeszcze się nie dokonał, spełnienie etycznego postulatu romantyzmu nadal zdaje się być nieustającą szansą i wewnętrznym obowiązkiem. Podstawą tak rozumianego romantyzmu zdaje się być nieufność do gazetowej, sloganowo-arbitralnej koncepcji rzeczywistości. Szansę tego romantyzmu chciała spełnić ufna w rezultaty pracy poetyckiej kreacjonistyczna koncepcja awangardy krakowskiej, szansę tę chce spełnić sceptycyzm poezji umownie i tymczasowo nazwanej „lingwistyczną”.14

 

Blisko już stąd do młodego Barańczaka i jego romantyzmu dialektycznego. Nic dziwnego tedy, że problem romantyzmu będzie rozważany także w recenzji z Jednym tchem.15 Natomiast kwestia poezji lingwistycznej będzie u Krynickiego powracać wielokrotnie, by doczekać się podsumowania w niedługim szkicu w „Poezji”.16 (Za niecałe dwa lata autor będzie zresztą rozgoryczony niezrozumieniem i manipulacjami, których przedmiotem stanie się poezja lingwistyczna).17 Innym ważnym sumarycznym ujęciem artystycznych i egzystencjalnych poglądów Krynickiego z początku lat 70. stał się artykuł ogłoszony w „Faktach i Myślach”, jedyna zresztą publikacja autora w tym periodyku.18

Poezji lingwistycznej niejednokrotnie przeciwstawiane są propozycje autentystów i neoklasycystów, co przy tym istotne, oba nurty ukazywane są przez Krynickiego raczej jako zjawiska podobne do siebie niż odmienne.

Krytycznoliterackie pisarstwo Krynickiego, jako się rzekło, nie zostało przezeń domknięte w postaci książkowej. Nie wiem, czy autor zamierzał taki tom w latach 70. złożyć. Da się znaleźć przesłanki pozwalające przypuszczać, że raczej się z tym nie spieszył. Ale bo też różne bywają dzieła otwarte.

 

Adam Poprawa

 

przypisy

1 R. Krynicki, Obroty pamięci, „Nurt” 1966, nr 2, s. 46.

2 R. Krynicki, Poezja społecznie zaangażowana, „Nurt” 1966, nr 3, s. 44.

3 Ibidem.

4 R. Krynicki, Poezja z pogranicza arbitralności i dialektyki, „Nadodrze” 1971, nr 14, s. 10. W cytacie chodzi zapewne o stylistyki, nie stylistów.

5 R. Krynicki, Wygłos pierwszy, „Nurt” 1971, nr 9, s. 34.

6 Vide: R. Krynicki, Paradoksy awangardyzmu, „Nurt” 1969, nr 12, s. 52-54.

7 A. Świeściak, Przemiany poetyki Ryszarda Krynickiego, Kraków 2003, s. 30; vide też: s. 7-124.

8 R. Krynicki, Lista nieobecności, „Nadodrze” 1968, nr 12, s. 8.

9 R. Krynicki, Szansa i obowiązek romantyzmu, „Nurt” 1967, nr 4, s. 51.

10 R. Krynicki, Poezja z pogranicza arbitralności i dialektyki..., s. 10.

11 R. Krynicki, Niekonsekwencje poetyki, „Nurt” 1966, nr 10, s. 44-45.

12 R. Krynicki, W głąb serca. (Notatki o śląskim epizodzie Juliana Przybosia), „Poglądy” 1971, nr 23, s. 17.

13 Vide: R. Krynicki, Muzeum polskiej poezji współczesnej, „Nurt” 1971, nr 4, s. 59.

14 R. Krynicki, Szansa i obowiązek romantyzmu..., s. 52.

15 Vide: R. Krynicki, Kontynuacja i przezwyciężenie, „Poglądy” 1971, nr 11, s. 12.

16 Vide: R. Krynicki, Czy istnieje już poezja lingwistyczna?, „Poezja”1971, nr 12, s. 47-51.

17 Vide: R. Krynicki, Nowe wraca, „Student” 1973, nr 2, s. 20-21.

18 Vide: R. Krynicki, Widmo młodych, „Fakty i Myśli” 1971, nr 22, s. 7.

 

nota

za: Słowa? Tchnienia? O poezji Ryszarda Krynickiego, pod red. P. Śliwińskiego, Poznań 2009, s. 167-172