Kwestia rytmu
W dzieciństwie nigdy nie umiał maszerować w nogę,
w każdym pochodzie było to samo: zanadto skupiony
na konieczności zachowania rytmu, usztywniał krok,
wypadał z szyku i, jak w koszmarnym śnie,
wszystkie spojrzenia kierowały się na niego.
Po latach, na patriotycznej mszy,
nagle uświadamia sobie ze zgrozą, że nie umie się przeżegnać.
Nie wie, którą ręką i w którą stronę; robił to tyle razy,
ale zawsze odruchowo, bez zastanowienia.
Wszyscy wokół wykonują ten gest, jednocześnie i płynnie, jak w balecie,
teraz można by to naśladować, ale jest o sekundę za późno,
jego nieprzynależność byłaby jeszcze bardziej widoczna,
rytm jeszcze wyraźniej zakłócony.
Stoi z opuszczonymi rękami i choć spojrzenia
biegną w stronę ołtarza, jest znowu tak,
jakby wszyscy patrzyli tylko na niego.
Dlaczego właściwie nigdy nie nauczył się na pamięć
tekstu tej pieśni, znanej każdemu od wieków?
Porusza niemo i rytmicznie ustami, aby przynajmniej
wyglądać jak należy, myśląc z rozpaczą: nieprawda,
mimo wszystko jestem z nimi, po ich stronie.
wiersz z tomu Atlantyda
cyt. za: Stanisław Barańczak, Wiersze zebrane, Wydawnictwo a5, Kraków 2006, s. 292