Milczenie
Jego straszliwe napady gniewu.
*
Ciężko pracował w lesie, był robotnikiem od wszystkiego. Mnie też chciał wszystkiego nauczyć, bo wierzył, że kiedy znowu wybuchnie wojna, tylko praca fizyczna może mnie uratować. Pamiętaj, oni rozpoznają po rękach – mawiał. Jeśli masz spracowane, idziesz na prawo, jeśli masz delikatne, inteligenckie, idziesz na lewo, do łagru albo pod ścianę.
Nauczył mnie orać, żąć sierpem i kosić. Odróżniać rośliny jadalne od niejadalnych. Jadalnych jest więcej, nie zginiesz z głodu – mówił. Uczył mnie łowić ryby, szybko jednak zrezygnował, bo tu okazałem się uczniem wyjątkowo opornym. Pokazywał, jak zbudować szałas, wykopać ziemiankę. Nawet jak krzesać ogień, chociaż jemu samemu nigdy się to nie udało.
Nauczył mnie używać siekiery. Byłem małym chłopcem, a potrafiłem rąbać drewno nie gorzej, niż mój wirtualny towarzysz niedoli z Siedmiu samurajów. Czy tak że z Siedmiu wspaniałych? Tego już nie pamiętam.
Przede wszystkim jednak, z niezrozumiałych dla mnie do dzisiaj powodów, chciał, żebym na uczył się pływać i przebywać jak najdłużej pod wodą. To może uratować ci życie, kiedy będziesz musiał uciekać – powtarzał.
W czasie moich przedostatnich szkolnych wakacji pracowaliśmy razem w lesie. Dawał mi lżejszą pracę, korowanie. Wychodziliśmy rano z domu, wracaliśmy wieczorem. W drodze powrotnej lubił się kąpać w leśnym jeziorze. Któregoś wieczoru wskoczył jak zwykle na głowę do wody i długo nie wypływał. Myślałem, że przepłynął już do drugiego brzegu i czeka tam na mnie. Obszedłem jezioro dookoła, ani śladu. Jego rzeczy w tym czasie także zniknęły. Obszedłem drugi raz, trzeci, nadaremnie. Nie wiedziałem, co robić. Przerażony, pomyliłem w ciemnościach drogę. Długo błądziłem, zanim trafiłem do domu.
Był tam już, jak gdyby nic. Sam. Mama poszła mnie szukać po nocy. Milczał. Też milczałem. Bałem się cokolwiek powiedzieć.
Tak już zostało.
Niewiele się nauczyłem. Zginąłbym na bezludziu. Zginąłbym w ucieczce.
*
Wezwany telegramem, pojechałem prosto z dworca do szpitala. Leżał pod namiotem tlenowym. Nie spodziewał się mnie, patrzył na mnie nieobecnym spojrzeniem. Wreszcie poznał. Płakał. Jego prawe płuco, odjęte przed kilkoma dniami, wędrowało już po swoich niepewnych, kalekich zaświatach.
cyt. za: Ryszard Krynicki, Wiersze wybrane, Wydawnictwo a5, Kraków 2014, s. 293-294