Okrutny

 

Okrutny

 

 

Józefowi Czapskiemu

 

W parku Saint-Cloud śpiewały ptaki.

Byłem sam w rozległym, narcystycznym,

patrzącym na Paryż parku.

Myślałem o twoich słowach:

świat jest okrutny, pożera się

nawzajem, jest okrutny, okrutny.

 

Krążyłem po parku Saint-Cloud, idąc

zgodnie z ruchem wskazówek zegara.

Przechodziłem pod nagimi gałęziami

kasztanów, pozdrawiałem ciemne cedry.

Słyszałem jak trzaskały sosnowe szyszki

otwierane przez sikorki i wróble.

W parku nie było wielkich drapieżników

jeśli nie liczyć czasu, który przebierał się

z zimy w zieloną wiosnę i przez moment

był odsłonięty, jak aktor zrzucający

tunikę w chłodnej garderobie.

 

Jest okrutny, myślałem. Jest zabójcą

tolerowanym przez policję i przez księży,

i nawet ty jesteś dla niego wyrozumiały,

skoro uczyniłeś go głównym bohaterem

twoich płócien. Czyżby istniał wybór –

inny, delikatniejszy, lepszy świat,

piękniejsze drzewa, cedry o jeszcze

ciemniejszych szpilkach, święta jeszcze

wspanialsze, chwile zamyślenia

prowadzące prosto do sedna wiedzy,

dobry i łagodny czas, oddający nam

tych, których straciliśmy na zawsze

i nas samych, niewinnych i młodych?

 

Niebo, różowe, związane wstążkami obłoków.

Brązowe mury więzień, szpitali i sądów,

korytarze płaczu niekończące się nigdy,

chwile zamyślenia, rwące się, zagrożone

lękiem, niepokojem i zdradą.

 

Krążyłem po parku Saint-Cloud, coraz szybciej.

Skończyła się zima, wiosna jeszcze nie przyszła.

W pustym, opuszczonym przez monarchę parku

powtarzałem słowo okrutny wiele razy,

słuchały mnie ptaki i jaszczurki,

spoza mgieł wyszło białe słońce

i przeszył mnie ostry harpun zachwytu.

 

 

wiersz z tomu Płótno

cyt. za: Adam Zagajewski, Wiersze wybrane, Wydawnictwo a5, Kraków 2010, s. 130-131