Ziemia ognista
Ty który widzisz nasze domy w nocy
i wątłe ściany naszych sumień,
ty który słyszysz jak warkoczą
maszyny do szycia naszych rozmów
– ocal mnie, wyrwij mnie ze snu,
z amnezji.
Dlaczego dzieciństwo – o, skarby cynfolii,
o, szelest ołowiu, piękny i złowrogi –
musi pozostać jedynym źródłem, jedyną tęsknotą?
Czemu wiek męski, zastępujący dojrzałość,
jest niekończącym się gościńcem,
żółtym jak Sahara?
Przecież wiesz, że zdarzają się dni,
kiedy nawet pragnienie staje się suche
i twardnieją usta modlitwy.
Niekiedy matowieje moneta słońca
i życie maleje tak bardzo,
że mogłoby się zmieścić
w niebieskich rękawiczkach Cyganki,
która przepowiada przeszłość
aż do siódmego pokolenia wstecz
i wtedy także w małym mieście
na południu pewien szarlatan
postanawia unicestwić ciebie
i mnie i siebie.
Ty który widzisz białka naszych oczu,
ty który kryjesz się w jarzębinach
jak gil
i w ciepłych pończochach chmur
jak sokół
– otwórz skrzynie pełne śpiewu,
otwórz krew pulsującą w aortach
zwierząt i kamieni,
zaświeć latarnie w czarnych ogrodach.
Bezimienny, niewidzialny, milczący,
wybaw mnie od anestezji,
zabierz mnie na ziemię ognistą,
weź mnie tam, gdzie rzeki
płyną pionowo, pionowo płyną
rzeki poziome.
wiersz z tomu Ziemia ognista
cyt. za: Adam Zagajewski, Wiersze wybrane, Wydawnictwo a5, Kraków 2010, s. 156-157